wtorek, 1 marca 2011

Chwila oddechu..

  Dziś 818km :) 10.10h jazdy.
 
  Ciężko się zaczęło.. W piątek zacząłem pauzę 24h w Belgii na bazie w Gent. Ruszyłem w sobotę po południu w kierunku Anglii. Przed Bristolem padłem – zmęczenie, jakoś przed północą było. Nie zjechałem na Service – czyi taka stacja benzynowa po Polsku ;) na autostradzie. Tyle że postój kosztuje 20 do 30 funtów... więc sporo. Firma wprawdzie oddaje, ale nim oddadzą to trzeba zapłacić. Więc chciałem kimnąć godzinkę na rozpędówce... :) i z 1h zrobiło się 5h. Dwa budziki i żadnego nie słyszałem. Przebudziłem się, powoli wstawałem. A tutaj nagle pukanie do drzwi.. Policja ;) Pyta co się stało, no to mówię że musiałem zjechać bo przysypiałem. Powiedział że muszę odjechać stąd. Więc podziękowałem, uruchomiłem maszynę i dalej heja. Po Anglii można śmigać w niedzielę :) A rozładunek miałem w Bridgwater na 10. Czas skończył mi się już o 8 rano. Kazali podjechać na 10. O 10 okazało się że mają towaru sporo w beczce, i puki co nie trzeba. Trzeba czekać. Powiedziałem że muszę pauzę zrobić. Dopiero za 9h będę mógł podjechać. O 19 powiedzieli że jeszcze nie, na 21. O 21 udało się. Jakoś o 23 skończyli rozładunek. A że dopiero co starnąłem to nocka jazdy. Po rozładunku Gert napisał że na pusto do Francji pod Lille. Załadunek do Niemiec, Padeborn. Pierwszy raz jechałem pociągiem pod Kanałem La Manche. Dość fajnie, bo szybko w porównaniu z promem. 45 min z wjazdem i zjazdem z wagonów. Problem powstał przy powrocie, bo nie miałem bookingu na powrót. Dobrze że w firmie jest tel w razie nagłych wypadków 24/7. Więc dzwonię i przedstawiam jaki problem. Koleś nawet nie spytał jakie auto, jak się nazywa tylko: za 10 min powinno być ok ;) I było. Sprawdził pewnie po GPS które auto stoi w Folkestone. Szybko na myjkę, 09.35 wyjechałem. Na firmie byłem 10.05. Na 10 przesunęli mi załadunek glukozy. Bo do 12 miałem tylko czas pracy ;))) załadowali mnie w czasie, ale było po 12 jak miałem wyjechać z firmy na parking. Więc tarczkę tacho wyciągnąłem, i wyjechałem. Dziś ruszyłem po 01.00 na Padeborn. Na 09.00 byłem na rozładunku. Szybciutko zleciało bo glukoza gorąca (+55'). I na 15 byłem z powrotem na bazie w Barneveld'zie. Przepiąłem tylko naczepę – już załadowaną. I pauzę zacząłem. Jutro rozładunek w Braunschweig'u. Na 09.00 jakoś. Ale ruszę po 03.00, przelecę nim ludki wyjadą do pracy i zakorkują Hannover.
 
  Już w miarę wszystko mam połapane. Volvo daje radę, choć brakuje mi jedynie powietrza do przedmuchania w kabinie kurzu.
 
  Jeszcze do końca przyszłego tygodnia i do domu :) na urodziny Grzesia. Już roczek minął.