niedziela, 18 grudnia 2011

Święta, ho ho ho

Witam. W końcu w domu. Od wczoraj rana dokładnie. Nockę jazdy miałem. W piątek skończyłem pracę po 20. Jakoś po 22 byliśmy gotowi w czterech. Ekipa na powrót to: ja (Wrocław), Roman (Brzeg), Mariusz ("Talonik" Głuchołazy), Sebastian (NL - Venlo). Sebe wysadziliśmy na Venlo. Mieszka tam, pracuje z nami. Autem nie jeździ bo na weekend autem jedzie pod dom. Ale tym razem zepsuła się maszyna, i musiał czekać żeby zabrać się z kimś. Roman kolega z Brzegu. On z Talonikiem razem lecieli. Ja z Sebą do Venlo. Później sam. W konwoju śmigaliśmy, przez CB można było pogadać sobie. Spieszyłem się trochę. Normalnie idę spać i ruszam w sobotę rano. Ale razem zawsze inaczej. Na CB można pogadać, w kupie zawsze raźniej. Bo kupy nikt nie ruszy ;] Spanie mnie złapało takie jakoś koło 6 rano. Ale gadaliśmy, pla pla pla... no i w pewnym momencie czuję jak lecę (odpływam powoli). Łamało mnie jakiś czas wcześniej. Ale nie tak dotkliwie. Więc jak poczułem że odpływam, od razu na pobocze. Awaryjne. Roman się zatrzymał, i później moim Mariusz śmigał. Ja siadłem obok i w tym momencie odpłynąłem. Pamiętam jedynie jak rozpędzał się i doszedł do 4 biegu. A później dopiero granica, za 2h. No ale na 10 byłem w domu. Ponieważ na wieczór kolację przed-wigiliną byłem umówiony ze starymi znajomymi. Miło było, od 17 do 24. Dobrze z ludźmi się zobaczyć, nie tylko na terminalach w portach. Albo na piciu w weekend ;]

Teraz wolne do nowego roku. A później koło lutego trzeba będzie szukać roboty. Szefo chce się przenieść na Słowację :/ Więc dobrobyt się skończy. No ale zobaczymy co będzie. A puki co trzeba się zastanawiać się nad wyjazdem do Kanady. Jak Bóg pozwoli :)

wtorek, 22 listopada 2011

Po długiej przerwie...

Obecnie robotaje u Belga. Od jakiś 4/5 miesięcy. 
Robota dość monotonna. Pracujemy pod H&S. Czyli cd. Od początku roku. 
Najpierw bezpośrednio u nich, teraz u pod wykonawcy. Narzekać nie mogę, choć robota dość monotonna. 
Mamy około 10 stałych punktów, które odwiedzamy codziennie. Nie wszystkie, ale kręcimy się po tych samych miejscach. Ma to swoje plusy, bo znasz miejsce, wiesz co robić, jak dojechać. Gorzej bo monotonnia się wkrada. No ale narzekać nie mogę. Plus jest taki że czas szybciutki mija, tydzień, dwa i za chwilę trza wracać do domu.
  Dojazdy mamy we własnym zakresie, czyli tłukę swoja Renatę po 1200km w jedną stronę. Gazik jak na razie spisuje się bardzo dobrze. Auto ogólnie nie szfankuje, jestem zadowolony. Choć to dość leciwe autko. Rocznik '96. Obecny przebieg jakieś 224tyś. Ale myślę że spokojnie przy delikatnym użytkowaniu i dbaniu o silnik zrobi ponad 350 tyś. Szkoda mi trochę inwestować w nową maszynę jak mam tylko używać ja do jazdy raz na 3 tygodnie. Ale to nie jest główny powód, ważniejszym jest brak kasy i ciągłe długi od kilku lat. Ale myślę że jak dobrze pójdzie i Bóg pozwoli to w połowie przyszłego roku uda się wsio spłacić i w końcu być na zero :)) 
  W firmie jest na 12 (około). Polaków. Moja maszyna Scania R 480. Przebieg ponad 320tyś. Stara nie jest, ale jak to Sc. już jej coś dolega. Ma szefo kupić coś nowego - MAN niby. Ale zobaczymy. Chętnie bym się przesiadł. Bo do skakanki nie mogę się przyzwyczaić. 
  Powrócił w mojej głowie pomysł wyjazdu do Kanady. Na pewno w przyszłym rok, ale jak to faktycznie będzie to zobaczymy. 
  Filmików chwilowo brak, brak nowych "przygód". Po 5 latach driverki powoli odchodzi w zapomnienie żyłka "przygody". Jakieś ekscytacji która ciągnęła za fajere. No ale na każdego szofera to przychodzi. Szybciej lub później. Mam kilka pomysłów na przyszłość - może WP, albo SG... ostatecznie Policja ;] czas pokarze. Choć ciężko będzie mi się rozstać z szoferstwem. Czas pokarze. 
  
  W domu dwa maluchy na zmianę - czasami razem. Dzieci brata, bliźniaki. Kacper i Kaja. 


niedziela, 28 sierpnia 2011

Wakacje...

No takie jak by wakacje, bo cały czas w aucie. Miałem w prawdzie chwilę wolną, ale tylko chwilę. Tydzień po 8 tygodniach pracy. Tak więc nie bardzo. No ale, nikt nie powiedział że będzie lekko. Dziś do tego rozładunek. Tak się zastanawiałem, to przez 5 lat pracy nie zdarzyło mi się żebym musiał pracować w niedzielę. A dziś rozładunek oleju do chipsów, dokładnie dla P&G. Czyli firmy która smaży "pringels'y". 4 godziny pracy. No ale, dziś mam płacone 200% za godzinę, czyli 400zł wpadło ;)) o ile nie utną za dużo.

Obecnie powrót do H&S Foodtrans. Śmigam u pod wykonawcy z kontenerami. Od następnego weekendu mam mieć neta więc ożywię się trochę w sieci. Bo teraz to mnie za bardzo po kieszeni boli roaming. No ale to wsio jeszcze przed mną.

Kasowo wsio dobrze, nawet bardzo. W porównaniu z firmami z PL to zarabiam x2 tyle.
A ile to potrwa to zobaczymy.

niedziela, 10 lipca 2011

Kolejny weekend w D

Dzis kawalek za venlo na terytorium sasiadow Niemiec. Sobote ciagnalem 4h z granicy belgijsko francuskiej. Myslalem zeby stanac na holandii ale zrezygnowalem bo nie bylo miejsca. Pompy - jak potocznie nazywaja kierowcy stacje benzynowe, wszystkie zajete a do tego parkingi na 2/3 auta. Wiec przejechalem granice i na dzikusie stoje - czyli parking na autostradzie bez obslugi. Stoii jeszcze jakis Romek - czyli rumun ;) ale spokojnie, blisko tylko autostrady i caly czas auta jada za oknem. Na Francji jest ten plus bo parkingi sa duze i w 90% z dala od autostrady, nie slychac odglosow pedzacych samochodow.

Weekendy teraz rozpoczely sie zakazy, na Niemczech tylko niektore odcinki autostrad w soboty. Ale mam mapke ktore wiec w miare bezpiecznie mozna sie poruszac.

To ostatni tydzien w pracy. Czwarty akurat. Mialem juz w ten piatek jechac do domu, ale jakis kierowca wyskoczyl do domu wczesniej i zmieni mnie dopiero w czwartek - jak dobrze pojdzie. Nie w piatek bo chce jechac w Tatry na kilka dni, i moze sie uda zmienic dzien wczesniej. Zobaczymy.

No ale na weekend tv jest. Final rozgrywek siatkowki ligi swiatowej. W tym momencie konczy sie drugi set zwycieski dla nas o 3miejsce. Wczoraj przegralismy z Ruskimi, ale w ladnym stylu, bo to co widzialem w czwartek i piatek to porazka jakas byla. Druzyna z podworka miala by szanse ich rozpykac... No ale dzis jest dobrze.

Mysle caly czas o tym wyjedzie do Kanady, no ale wroce to cos bedziem dzialac. Puki co jeszcze trzeba kasy dozbierac.

No i bratu szykuja sie chrzciny, tak wiec tez bedzie trzeba do domu zjechac w ktoras niedziele bo mam byc chrzestnym.

nudza mnie powoli te weekendy w aucie, strata tylko czasu. Stoii sie bez roboty 2 dni, niby placa diety - 44euro za dobe, ale meczace jest. Mozna by cos w domu porobic, autem sie zajac, cos wymyslec a nie tylko gotowaniem sie zajmowac i gapic w tv.

No ale takie to nasze pieskie zycie.

w zeszlym tygodniu przestalem palic. Po 4dniach walki i ograniczania sie wywalilem tyton za okno. Po 4dniach nie ciagnie mnie. Choc popalam jeszcze fajke. Taka fajke fajke. Mniej i rzadziej, ale jednak. Choc na pewno mniej uzalerznia, bo czasami nie mam jak i gdzie i tez jakos nie ciagnie. Wiec na + ;)

a za tydzien w Taterki jedziem :) oby wyszlo! Musze gory ponownie zobaczyc. Jak mial bym sie gdzies przeniesc na stale, to tylko gory! ;D

tyle na dzis, jak wroce to puki co 2filmiki mam do zamieszczenia.

sobota, 2 lipca 2011

Weekend w Bremen

Nie wiem co za matol wymyslal weekendy w aucie po 48h, w faktem jest ze stoii sie od piatku czyli prawie 3dni. Nie ma gdzie isc - trzeba auta pilnowac, dzis dzien do tego zimny i pochmurny wiec webasto pyrka sobie. Nudzi mnie powoli to siedzenie w aucie. Kasy dalej nie uzbieralem jakiejs wiekszej, wiec po co to wszystko? Tzn zarabiam i jakos nie szczypie sie w sklepie z kazdym groszem. No ale sobie sam taka sytuacje zafundowalem przy nie malej pomocy 'kolegi'. Ale zycie to nie je bajka, nie glaszcze Cie po jajkach. Da Bog to jakos sie pouklada.

Teraz od 2tyg na plandece, w nowej firmie. Wspolpraca z h&s sie skonczyla. I w sumie dobrze bo holendrzy traktuja polakow jak psow. Tez kwestia ze dali sobie nasi taka renome wyrobic. U niemca troche lepiej, ale kasowo bez szalu. Diety i podstawa. Teraz 3miesiace, a co dalej to zobaczymy jak bedzie. Jest opcja pracy u wlocha na cysternie, placa 0,15 centa za km. Ale mowia ze i po 3miesiace sie jedzi. Czas mnie jakos nie przeraza, ale jak sie stoii to sie nie zarabia. Pomyslimy.

mialem pracowac w pl na trasach krajowych, ale podziekowalem po 10h. Auto w 'ciezkim' stanie, prawie bez hamulcow. I kasa bez szalu, wiec odmowilem. Szkoda nerwow. A tyle sie slyszy o wypadkach na niesprawnym sprzecie, itp... Szkoda zdrowia i zycia.

sobota, 30 kwietnia 2011

Tydzień pracy za nami...

Kupiłem kartę sim we Francji. Był mały problem z komunikacją żeby się dogadać, ale jakoś się udało. SFR, szkoda tylko że net śmiga tylko przez wap i do tego blokuje większość stron, trzeba się łączyć przez https inaczej odbija. Może problem z modemem, albo operator coś zablokował. Dzwoniłem na infolinię, ale oczywiście po angolsku się nie dogadasz. To nawet w PL jest opcja angielskiego menu kupując kartę do tel.
 
No ale pośmigałem trochę, pod Orleanem rozładunek. Problem jedynie bo czas całkiem przerąbałem, ruszyłem w piątek o 5.30 z NL – Amsterdamu, pod Orleanem byłem po 17. Powiedzieli że po 19 mnie wezmą (o 20.30 kończył mi się czas pracy) wjechałem z poślizgiem bo przed 20. Myślałem że 1/2h i po wszystkim. Ale po 2h patrzę pod pokrywę a tam ledwo ledwo co ubyło, tak więc długo nie myśląc poszedłem zapytać czy mam czas na prysznic. Powiedzieli że spokojnie, po powrocie przysłoniłem okna i w kimano na firmie. Po 3 w nocy obudzili mnie że koniec. Ani pauzy ani nic, no ale odpaliłem maszynę wyjechałem przed firmę i spać ile wejdzie. Bo załadunek dopiero w poniedziałek w Belgii. Po 9 ruszyłem w kierunku Paryża, poleciałem małym ringiem stwierdziłem że na dużym wystałem się już jak jechałem dzień wcześniej. Mały ring okazał się bardzo przyjemny, 4 pasy non stop. Wprawdzie duży ruch, ale 60/70 cały czas się leciało. Przed ringiem wyprzedzili mnie dwaj (dość wpadający w oko – mowa o autach – kierowcy) to dopiero po 30 min za ringiem mnie dogonili. Oni polecieli normalnie. Tak więc spora przewaga, jak bym miał normalne auto i jeździł 90 to by mnie nie doszli, bo powrót na pusto ;]
 
Tak więc dziś na Belgii 24h pauzy. W poniedziałek myjka na 10 i załadunek na 12, tak więc spokojnie się wyrobię. Załadunek sterylny, i jazda do Francji z powrotem. Nawet dobrze, byłem tam Syral Nestle. Tym razm adr nie będę ładował bo nie mam auta i naczepy pod ADR'y ;)
 
Premia do wypłaty przyszła, nawet fajnie zawsze jakaś kasa ekstra.
 
Staram się rzucić palenie, kasa i nie zdrowe. Widzę różnicę jak 2/3 dni nie palę. Inaczej się człowiek czuje. Puki co z różnym skutkiem, ograniczam jak na razie. W tym tygodniu 2 paczki kupiłem – tylko, bo normalnie to paczka dziennie szła. A przydało by się jeszcze mniej, ale to z czasem.
 
Pozdrawiam i jak wrócę to filmiki będę.
 
 

sobota, 23 kwietnia 2011

do pracy

Do pracy rodacy :)
Jutro wyjazd do NL. 2 tygodnie wolnego i można zbierać manatki na wyjazd. Nie chce mi się wracać trochę do pracy, najgorsze są te wyjazdy i powroty do domu. Kupe pakowania, przygotowań. Chciałem jechać na 4/5 tygodni, żeby zjechać do domu na wesele koleżanki. No ale oczywiście w NL mają swój plan, i powiedzieli że teraz tylko na 2 tyg. Nie ma co, dobrze jak można "dogadać" się z firmą w sprawie pracy. Wkurzają mnie, nie mówiąc o przekraczaniu czasu pracy/jazdy. Trzeba będzie szukać czegoś innego, może na miejscu. Płacić płacą, nie mogę powiedzieć że nie. Ale pieniądze to nie wszystko.
Tym bardziej że w ogóle nie był bym na święta, jeśli bym nie poszedł na L4. Dobrze się stało, bo już powoli zapomniałem co to wspólnota kościoła. Mimo że większość kierowców tak średnio jest praktykująca – częściowo przez pracę, to ja jednak staram się trzymać pion.

sobota, 2 kwietnia 2011

B - Gent, weekend

No i weekend na bazie. Ostatni weekend na wyspie. Anglia i Pureflet przez 2 dni. Wcześniej stałem 3 dni w Bridgwater. Bardzo ładną Polkę tam spotkałem. Zaczeliśmy wprawdzie rozmawiać po Angielsku, dopiero jak stanąłem przy aucie to odezwała się po Polsku. Zdziwiona bardzo że tak dobrze kierowca mówi po Angolsku ;) więc zapunktowałem :]
 
Do tego pierwszy raz byłem na Danii. Pierwszy raz płynąłem promem z Londynu do Rotterdamu. 12 godzin na wodzie :) fajnie było, kajuta dla każdego, obsługa Ukraińska. Szału nie było, ale fajnie. Zeszło 12h w nocy, prysznic, kolacja. Generalnie odpoczynek. Później dzień jazdy zza Hamburg znów na prom. 1h w kierunku Danii. Można by było jechać autostradami, ale szybciej – i taniej chyba – było popłynąć. No ale przed samym promem okazało się papierów brak... mocno zmartwiłem się. Po przemyśleniach – i przeszukaniu auta 3 razy, stwierdziłem że nie oddali mi przed wjazdem na prom w UK. No ale to już po jabcokach. Miałem pisać do biura, ale wypisałem nową CMR'e i pobili mi ją. Przeprosiłem na rozładunku że nie mam certyfikatu, że zostawiłem na promie. I całe szczęście że to Skandynawia, ludzie spokojniejsi i bardziej wyrozumiali. Niemiec nie popuścił by ;]
 
No i tak zaleciało. Powrót na pusto do NL na baze. 650km na pusto, sporo. Przed Dania spotkałem jeszcze Holendra z H&S, coś tam pobidolił na Polaków. Jak by to nasza wina była że transport stacza się po równi pochyłej.
 
No a tutaj trzeba szukać chyba nowej pracy. Od lipca wchodzą nowe zasady, tzn. normy na paliwo, średnie prędkości, brak przerw po załadunkach. Np jest teraz wpisane w nowe zasady że podczas załadunków i rozładunków trzeba robić przerwę. Tzn. tacho ma rysować przerwy. A Ty masz zasuwać. W sumie dla mnie to norma. Ale te normy na paliwo i średnie prędkości to mnie martwią. Mają premię ucinać.

wtorek, 1 marca 2011

Chwila oddechu..

  Dziś 818km :) 10.10h jazdy.
 
  Ciężko się zaczęło.. W piątek zacząłem pauzę 24h w Belgii na bazie w Gent. Ruszyłem w sobotę po południu w kierunku Anglii. Przed Bristolem padłem – zmęczenie, jakoś przed północą było. Nie zjechałem na Service – czyi taka stacja benzynowa po Polsku ;) na autostradzie. Tyle że postój kosztuje 20 do 30 funtów... więc sporo. Firma wprawdzie oddaje, ale nim oddadzą to trzeba zapłacić. Więc chciałem kimnąć godzinkę na rozpędówce... :) i z 1h zrobiło się 5h. Dwa budziki i żadnego nie słyszałem. Przebudziłem się, powoli wstawałem. A tutaj nagle pukanie do drzwi.. Policja ;) Pyta co się stało, no to mówię że musiałem zjechać bo przysypiałem. Powiedział że muszę odjechać stąd. Więc podziękowałem, uruchomiłem maszynę i dalej heja. Po Anglii można śmigać w niedzielę :) A rozładunek miałem w Bridgwater na 10. Czas skończył mi się już o 8 rano. Kazali podjechać na 10. O 10 okazało się że mają towaru sporo w beczce, i puki co nie trzeba. Trzeba czekać. Powiedziałem że muszę pauzę zrobić. Dopiero za 9h będę mógł podjechać. O 19 powiedzieli że jeszcze nie, na 21. O 21 udało się. Jakoś o 23 skończyli rozładunek. A że dopiero co starnąłem to nocka jazdy. Po rozładunku Gert napisał że na pusto do Francji pod Lille. Załadunek do Niemiec, Padeborn. Pierwszy raz jechałem pociągiem pod Kanałem La Manche. Dość fajnie, bo szybko w porównaniu z promem. 45 min z wjazdem i zjazdem z wagonów. Problem powstał przy powrocie, bo nie miałem bookingu na powrót. Dobrze że w firmie jest tel w razie nagłych wypadków 24/7. Więc dzwonię i przedstawiam jaki problem. Koleś nawet nie spytał jakie auto, jak się nazywa tylko: za 10 min powinno być ok ;) I było. Sprawdził pewnie po GPS które auto stoi w Folkestone. Szybko na myjkę, 09.35 wyjechałem. Na firmie byłem 10.05. Na 10 przesunęli mi załadunek glukozy. Bo do 12 miałem tylko czas pracy ;))) załadowali mnie w czasie, ale było po 12 jak miałem wyjechać z firmy na parking. Więc tarczkę tacho wyciągnąłem, i wyjechałem. Dziś ruszyłem po 01.00 na Padeborn. Na 09.00 byłem na rozładunku. Szybciutko zleciało bo glukoza gorąca (+55'). I na 15 byłem z powrotem na bazie w Barneveld'zie. Przepiąłem tylko naczepę – już załadowaną. I pauzę zacząłem. Jutro rozładunek w Braunschweig'u. Na 09.00 jakoś. Ale ruszę po 03.00, przelecę nim ludki wyjadą do pracy i zakorkują Hannover.
 
  Już w miarę wszystko mam połapane. Volvo daje radę, choć brakuje mi jedynie powietrza do przedmuchania w kabinie kurzu.
 
  Jeszcze do końca przyszłego tygodnia i do domu :) na urodziny Grzesia. Już roczek minął.

środa, 23 lutego 2011

Lesson 1, finish...

Mam na myśli że, nie pracuje już u siebie. Nie powinienem się martwić innymi
problemami - tylko tym że kasa nie przyszła na czas... ;) Ustawiłem się na
nockę koło Hockenhaim - Niemcy. A że już późno było to miejsc brak. Tak więc
przykleiłem się koło wysepki. Chciałem złożyć lusterko od strony kierowcy -
bo po co mają urwać, a okazało się że sam urwałem... ;) gwint na którym
chodziło lustro, zastał się i za mocno pociągnąłem no i pękło. W pizdu
pieprzony plastik. W MAN TGA chociaż rurka była więc nie miało co pękaćć,
TGX już też niestety ma plastikowe. Więc sumienny Pawełek przez 2h próbował
naprawić sprzęt. Udać się udało - co z tego że po ciemku ;) Kupiłem na
stacji Kropelke, ale gówno dała. Więc kupiłem jeszcze - dobrze że mieli -
metalową żyłkę. Dość solidna. Odkręciłem część która została na drzwiach i
wiązałem, aż wyglądało solidnie. Później jeszcze opaskę plastikową - taką
zaciąganą, a na koniec taśmą - taką ala McGyver ;) z materiałem w środku. I
później raz jeszcze kilka owinięć drutem. W sumie to trzyma się, wygląda
nawet solidnie. Nie wiem na jak długo. Nie wiem czy od razu by przysłali
serwis z lustrem, a jutro trzeba jakoś jechać. Napiszę jutro że jest
uszkodzone lustro i trzeba będzie zrobić, może jeszcze uda się jakoś
dojeździć jakiś czas. Test faktyczny będzie dopiero podczas jazdy, wiatr,
wstrząsy to wtedy się okaże.

No ale co poza tym? Jestem już od poniedziałku w robocie. Dostałem Volvo FH
420 automat. W mieście przyjemnie się jeździ, z załadowanym po górkach
przełączam na manual i sam cisnę. Potrafi się pogubić przy cysternie.
Ponieważ podczas zmiany biegu lekko szarpie, płyn (ładunek) zaczyna pływać i
dostaje nagle dodatkowego obciążenia, chce zmienić na wyższy bieg i w
połowie zmiany dostaje trochę luzu bo płyn wraca do przodu i chce
zredukować, Po prostu głupieje ;) W innych przewozach nie będzie tego
problemu, ale na cysternie jest :) trzeba wyprzedzać jego myślenie, bo pod
górę w bardzi łatwy i szybki sposób można stanąć całkiem.

Generalnie praca na cysternach wydaje się fajna. Choć bardziej niebezpieczna
niż na plandekach - choć znacznie bardziej czysta. Cysternę załadowaną
bardzo łatwo wywrócić. Chwila nie uwagi, za szybko wejście w zakręt i po
jabcokach. Płyn przeważy jedną stronę i.... więc trzeba uważać :)

Volvo dobrze się jeździ, choć to moje to staruszek. Ale daje radę. Teraz
dopiero doceniam ogrzewanie postojowe MAN'a. Volvo delikatnie mówiąc kuleje
w tym względzie. Jak i w wielkości kabiny (schowki, miejsce, leżanka).
Podzespoły i mechanika super, ale do mieszkania nie bardzo... (choć V ma
najładniejsze zegary ze wszystkich Trucków Europejskich :)

Idę spać, jutro kierunek za Stuttgart.
Na gazie :)

wtorek, 8 lutego 2011

Powoli ku końcowi

  Powoli ku końcowi 3 tygodnia. Dziś wtorek. W Niedzielę poleciał – już sam – do Belgii do Gent'u. Z rana załadunek i powrót na bazę w Holandii. Pierwsza wpadka i pierwszy ochrzan. Stałem od 8 do 10 z groszem, czekając aż zapika pager. Niestety nie wpadłem na to żeby napisać na satelicie że nie idzie mi, miałem wprawdzie trochę czasu. Ale jednak nie przewidziałem że nie dam rady wrócić na 13 na bazę. Robota się przez to poprzesuwała. Gert trochę się zirytował, że przez ponad 2h nie dałem znać. No ale sprawę wyjaśniliśmy, teraz po 30/40 min od godziny wpisanej, piszę że schodzi mi. Wieczorkiem do Rotterdamu, i dziś z rana załadunek. Poleciałem za Osnabruck, zdałem naczepę innemu Polakowi i przyciągnąłem inną. Miałem wprawdzie lecieć za Cavorde żeby rozładować do 20, no ale się pozmieniało. Wróciłem z pustą, wypakowałem się z Scanii (TopLine R380, babcia prawie z milionem na plecach ;)
   Inny kierowca wziął auto – bo jego szło na serwis. Jaki ubaw miałem jak tłumaczyłem, jak działa manualna skrzynia biegów... lol.... driver 3 lata jeździ ale mówi że wszystko w automacie, a jak tłumaczę jemu jak pół biegi działają.... o masakra... jak to życie zaskakuje... ;] jutro na 9 mam się do biura zgłosić.
   Iwo dzwonił, pogadaliśmy chwilę co tam słychować.
   No a w piątek wieczorkiem wyjazd się zapowiada do domu. Koło 12 w sobotę powinienem być w domu – jak dobrze pójdzie. No ale to się jeszcze zobaczy. Jeszcze 3 dni pracy.
 
   A najgorsze !!! zapomniałem zadzwonić w niedzielę, siostrze złożyć życzenia... porażka.
 
            Tak więc oficjalnie... kajam się i wszystkiego najlepszego ;)) ŚCISKAM CIEPŁO (:
 
  Pamiętałem jeszcze z rana. Ale wcześniej wstałem bo na 7 Mszę w TV zobaczyć. A później spałem do 12. A o 16 ruszyłem na Belgie. Co raz to nowych driverów poznaję. Dziś kolejny nowy kolega z Łodzi. Prawie 80 w sumie, więc ciężko wszystkich od razu poznać. A dla mnie nie mają puki co auta wolnego. I tak się bujam... ;)) ale w sumie płacą za dniówkę. Więc równie dobrze mogę leżeć, albo pokój zamiatać... Za 44euro za dobę ;]

sobota, 29 stycznia 2011

No i tydzień po....

Tydzień w Barneveld za mną. Trochę pracy było, w sumie wszystko na
miejscu, było ok. Poznałem wczoraj Mahila i planistów. Następny
tydzień z tego co wiem do środy z drugim driverem, a później sam będę
siadał na maszynę. Puki co jeździłem z Jaap'em, spoko kolo. Gerd
prowadził nas.
Wczoraj chłopaki zbierały się do domu. Pojechało ośmiu. Jutro
przyjadą kolejny na zmianę. Musztarda od razu zapadł mi w pamięć,
misio z pod wawy. Dużo gada, śmieszny jest, ale też nerwowy ;)

wtorek, 25 stycznia 2011

Nie ma tragedii...

ma tragedii na bazie w Barneveld. Obsługa cysterny też nie wydaje się rzeczą nie do przeskoczenia. Na pewno bardzo trzeba pilnować papierki. Mycia po przewozie, odpowiednich certyfikatów, plomb i dokładnego mycia wnętrza beczki. No ale jest w miarę ok. Teraz dwa dni jeździłem z młodym holendrem - On również uczy się pracy. No i oczywiście z instruktorem, ale On raczej pomocny jest żeby tłumaczyć co i jak na samych rozładunkach. Co do jazdy to mnie pochwalili obaj instruktorzy. Pierwszy sprzęt dostałem, buty, kombinezon, kartę kierowcy do satelity - o tym za chwilę , i chip do otwierania drzwi i innych wejść na bazie. Co do karty kierowcy do satelity to genialne rozwiązanie. Wszystko na tym jest. Nawigacja - jeśli padnie moja, jest mało dokładna ale daje radę. Do tego zlecenia - orders - co mam robić przychodzą na monitor. Wszystko wyszczególnione co mam robić, na co zwrócić uwagę, co w papiery wpisać. Po prostu genialne, nie muszę dzwonić do swojej spedytorki - jak to ostatnio było co chwilę, i pytać co mam i gdzie ładować. Komunikacja oczywiście z planowaniem jest, można pisać wiadomości. A w nagłych przypadkach tel. Do tego dostałem instrukcję dla kierowcy rukowaną w segregatorze (ponad 50 str.). Przypadki wypadków, naruszeń plomby, nieprzyjęcia towaru itp wszystko opisane krok po kroku. Naprawdę dbają tutaj o szczegóły. To w sumie mi się podoba. Nie martwię się że ktoś, coś, czegoś nie wie ;) (hehe - tan na pewno wszystko wiedzą) albo że nie będzie co robić / ładować.


Ludzie puki co życzliwi, później jak będzie to zobaczymy. Kierowcy też w miarę puki co, nie jakaś zbieraniny meneli co prawko mają. Bynajmniej to co do tej pory poznałem.


Powinno być dobrze ;]

niedziela, 23 stycznia 2011

No to start...

No to start do firmy do Holandii. Dziś przed 5 pobudka, na 6 do kościoła.
Później kierunek Września. Kierowca był jakoś przed 10 busem z firmy. Nie
było źle, przerzuciłem graty poczekaliśmy jeszcze na 2 kierowców i odjazd.
Chłopaki nawet całkiem przyjemne. Można pogadać, coś pomogli informacji
udzielili, zawsze to inaczej. Teraz na ringu Berlina jestem. Pewnie pod
Hanoverem ja siadę za stery. Puki co Roman prowadzi. Do tego kurczak i
desperado ;) Firma ma niby około 80 kierowców. Pierwszy tydzień będę śmigał
z Holendrem. A w zależności jak mi będzie szło później na tydzień z
polakiem, a później sam. Kwestia tylko opanowania sposobu pracy itp... Ale
mam dobre przeczucia. Drugi minus nie wszystkie auta mają lodówki. Śmigają
na moją kochaną Francję ;] śiuper.

Netbook śmiga, reszta gratów udała się spakować w 3 torbach. Więc jest
dobrze.

środa, 19 stycznia 2011

Odbiłem się... :]

Ale masakra !!! ;D jak nic nigdy nie mogłem znaleźć to dziś odkułem się za
wszystkie czasy.... Kupiłem tel - Nokia e75, Tato zapytał: kiedy była
kupiona. No to zacząłem przeglądać papierki. Aż tutaj nagle koperta - od
razu ciśnienie mi się podniosło, a w środku 1,2,3,4,5... 9 stówek... ;D
900zł, ponad 200 euro. Jak nigdy coś mi się udało znaleźć. Ale śmiech był,
masakra... ;]

Brat jak zwykle - choć dziś ma urodziny, to wszystkim podniósł ciśnienie. Do
roboty nie chodzi od kilku dni, wisi z rozliczenia 1200 zł. Widziałem go
znów, włóczy się z tą jędzą. Dziecko zrobił - jak się okazuje bliźniaki -
jak mi mówił. Gdzie on ma głowę ;/ porażka. Nie będę wyliczał na co mu
poszło / idzie. Wiem że każdy musi przeżyć swoje życie jak chce, ale będzie
miał biedę ... i co ja mam zrobić. Jak się zachować?

wtorek, 18 stycznia 2011

like I thought...

Jak myślałem, wszystko jest ok. Dziś byłem w szpitalu na badaniach. Po
6 godzinach doktor powiedziała że wsio jest dobrze. Wszystkie wyniki w
porządku. Minimalnie wykazało że możliwe że jadłem za dużo mięsca.
Powtórne badania za 3 miesiące.

Kiedy wychodziłem ze Szpitala, zadzwonił ktoś. Pytał czy nie chcę
popracować u nich. W grudniu wysyałałem wiele CV, z zapytaniem o
pracę. Nikt nie oddzwonił, do dziś. Powiedziałem że jestem obecnie
zatrudniony, I jeśli nie spodoba mi się współpraca z tą firmą to
napewno oddzwonię. Teraz ja mogę wybierać, gdzie chcę pracować. Fajne
uczucie... :)

poniedziałek, 17 stycznia 2011

lekarze...

I tak to chodzić do lekarzy. Poszedłem na chwilę na usg brzucha i
okazało się że mam jakiś problem z nerkami. Dr. powiedziała że mam
przyrost jakiejś warstwy korowej. Mama dzwoni za chwilę i mówi że będę
musiał się położyć do szpitala na 3 dni żeby mi badania zrobili.
Masakra jakaś. Że niby niewydolność czy coś. Że jakieś przeziębienie
przeszedłem nie leczone, i siadło mi na nerki... porażka. Tym bardziej
że dzwoniła kobieta z firmy i że w niedzielę mam jechać do Holandii.
Może się uda żeby zrobić badania i wyjść przed wyjazdem. Zobaczymy.
Ohh... całe życie z tym zdrowiem jakieś problemy.

niedziela, 16 stycznia 2011

niediela

Kolejna niedziela w domu. Mam już dość siedzenia w domu, dziś co
najgorsze pojawił się robaczek.... wrrr, masakra jakaś. Bardzo liczę
na to że jutro już w tym tygodniu ruszę się gdzieś w trasę. Dziś idąc
do kościoła aż normalnie zacząłem się oglądać za truckami, na
westchnienia mnie wzięło. No bo ile można siedzieć w domu? Ponad
miesiąc już w sumie...

R znowu na swoją drogę powraca. Trochę go rozumiem teraz, bliźniaczki
mu się szykują. No ale mimo to zkaszanił sobie życie. Z jego zapałem
do pracy i ogólnym byciem odpowiedzialnym to cieniutko wróży.

S wysłałem TV. Nie będzie puki co mi potrzebny. Satelitę będę
zabierał, ale będę oglądał na laptoku. Szkoda dodatkowe kg tachać ze
sobą. A do tego dojazdy do bazy będą busami z innymi kierowcami. Tak
więc trzeba ograniczyć zaopatrzenie na to 3 tyg. Muszę mocno przebrać
swoje graty.

Nie wiem czy nie wkurzę się jak w tym tygodniu nic się nie wyjaśni.
Może mają kogoś na wypowiedzeniu. Jak nie to będę szukał dalej. Niby
duża firma. Ja w małej pracując byłem przyzwyczajony do częstej pracy
i wzmożonego wysiłku. A teraz tyle wolnego i zaczyna mi się bardzo
nudzić....

Na początek...

Witam… Kilka słów na początek…

Nie wiem do końca od czego miał bym zacząć…

Imię : Paweł
Wiek: 12.01.1985
Wzrost: 178 (pi x drzwi)

Jestem zawodowym kierowcą, z pasji i z wyboru. Lubię to co robię, bo jestem w tym dobry. Nie będę teraz się użalał jaki to zawód kierowcy jest ciężki, niewdzięczny… kiedy indziej ;)

Zestawem śmigam od 3 lat, głównie po zachodzie. Puki co zwiedziłem większość krajów Europy Zachodniej.
- Austria
- Szwajcaria
- Niemcy
- Kraje Benelux’u
- Anglia
- Włochy
- Hiszpania
- Francja
- Czechy
- Słowacja
- POLSKA ;)

Nie każdy z tych krajów jest w równym stopniu przez mnie objechany. Ale to raczej chodzi o mentalność danej społeczności niż zwiedzenie wszystkich dróg. Początki to rok 2008, pierwsze kursy do Le Havre – FR, i Strasburg – FR. Dzięki uprzejmości kolegi (pozdrawiam Dzidziusia). Później samemu trzeba było sobie radzić. Przez pierwszy rok MAN TGA 18.390. Później do firmy doszedł MAN TGX 18.440.

Wcześniejsze podboje to jazda po PL, solóweczką z kwiatami po marketach (przeważnie). Trochę się nauczyłem u Jurego. Choć sprzęt to to z fabryki nie był ;)

Obecnie od tygodnia – niby – jestem zatrudniony w Holenderskiej firmie. Czekam jeszcze w prawdzie na kontakt żeby pojechać na Szkolenie. No ale czas pokaże czy coś z tego będzie. Jak już pisałem. Szukam pracy – jak coś – nie na plandekę. Pasom mówimy stanowcze – NIE! ;)