niedziela, 16 grudnia 2012

poradnik wujka CWilka

tak więc, po kolejnym wpisie na fb o tym żeby coś "poradzić" o emigracji do kanady postawiłem napisać obszerniej o kilku krokach jak to wygląda z przybyciem do Kanady.

krok
1. weź się za siebie
2. kup bilet
3. przyjedź i radź sobie

koniec...

no i na dobrą sprawę to powinien być faktyczny koniec, ale postanowiłem trochę wyjaśnić co pod tymi punktami się kryje. Mianowicie:

Znam tylko kilkoro ludzi którzy "chwycili byka za rogi" i postanowili spróbować tutaj żyć. Jest to pewien krok w dorosłość - w moim przypadku był. Na pewno łatwiej jest kiedy jedzie się do kogoś, kto zaopiekuje się na początku i trochę poprowadzi. Ale nie każdy ma taką szansę. Ja tydzień przed przyjazdem dostałem kontakt do wujka kolegi - więc w sumie obcej osoby. Pomógł mi w ten sposób że miałem gdzie się przespać - choć to też nie było dogadane, liczyłem się z pobytem w motelu przez kilka dni i poszukiwaniem pokoju - mieszkania. Z tym też nie jest łatwo bo jak nie ma się zatrudnienia nie każdy chce Ci od razu wynająć pokój. A do tego standardem są referencje z poprzedniego miejsca oraz wpłata z góry za 2 miesiące (pierwszy i ostatni). Wujek pomógł mi tym że zabrał mnie do urzędu pokazał gdzie wyrabia się SIN - bał się czy ja w ogóle mówię po Angielsku ;) ale po tej wizycie powiedział - radź sobie, ale w ten dobry sposób. Tak samo jak w rodzicami, jeśli będą całe życie prowadzić Cię za rękę, naprawiać wszystkie błędy nigdy nie dorośniesz. Tak więc wszystkie następne sprawy załatwiałem sam i szlifowałem swój "szorstki" język w kontaktach z ludźmi. Drugą rzeczą na plus było to że On pracuje na nocki, więc wracał o 8 do domu szedł spać a ja mogłem zabrać auto i jechać w miasto - czy to na kurs prawka, czy co kol wiek innego. Ale paliwo, jedzenie, opłaty prawa jazdy wszystko pokrywałem sam.

Odnośnie przyjazdu i vizy. Przyjechałem na program IEC. Wszystkich zainteresowanych odsyłam na strony ambasady Kanadyjskiej w Wawie. Tam wszystko jest opisane. Na początku też miałem myśli co to będzie po roku. Ale zupełnie bez podstaw - rok tutaj to naprawdę dużo czasu żeby poznać Kanadę i zdecydować czy się chce zostać czy nie. Po to też ten program powstał. A jeśli będzie się chciało zostać to nie będą robić dużych problemów, Kanada potrzebuje pracowników i jest naprawdę sporo możliwości. Do tego każda prowincja ma też swoje programy i przepisy. Nie opisuję co i jak krok po kroku bo post miał by 40stron. Jak ktoś będzie zainteresowany odsyłam do punktu pierwszego na początku posta " weź się za siebie" i zacznie czytać, to wszystko jest w sieci. Tutaj nikt nic na "tacy" Ci nie poda. Ostatnio słyszałem fajny skecz - też na demotywatorach był - "jeśli ktoś nie radzi sobie w Polsce, nie poradzi sobie w świecie" bardzo trafne stwierdzenie.

A pro po prawa jazdy. Doświadczenie z EU / PL jest przydatne - ale tylko jako samo doświadczenie. Jeśli chodzi o pracę i pracodawców to nie ma znaczenia. Jest przydatne pod tym względem że szybko poznasz i przyzwyczaisz się do jazdy tutejszymi ciężarówkami. Łatwiej i szybciej zdasz prawo jazdy... ale ! trzeba będzie zdać prawko na G (osobówki) przepisy można po Polsku, i jazda na mieście. Dla kierowcy z doświadczeniem to pikuś. Ale oczywiście kwestia kasy, bo to nie jest za darmo. Prawko jazdy AZ (ciężarowe) tutaj testy są po angielsku i nad tym trzeba przysiąść. Są książki testy itp... ale trzeba czasu żeby się tego nauczyć po angielsku i zdać. Teraz to kwestia poziomu umiejętności językowych. I nie rozpisuję się więcej bo to wszystko też jest w internecie, wystarczy wstukać w google : MTO Ontario. Też są tam wszystkie przepisy o wymianie prawa jazdy. Prawo jazdy z PL pozwala jedynie nie czekać na kategorię G dwóch lat. Tutaj jest inny system. Na stronach MTO też jest to opisane.

Praca w firmie. Firmy nie chcą zatrudniać młodych kierowców - nawet z doświadczeniem w EU - ponieważ Ci kierowcy najczęściej powodują wypadki, nie dbają o pojazdy, zawalają inne rzeczy. Nie chce powiedzieć że nie można znaleźć pracy, ale jest trudno. Ale ja w Manitobie nie znalazłem firmy która chciała by mnie zatrudnić. Jedynie na wywrotce, mało jazdy i słaba kasa. A pracy fizycznej sporo. W Ontario większy rynek i się trafiło z małą pomocą. Ale był moment że chciałem wracać do PL jeśli w ciągu miesiąca bym nie znalazł pracy. Z prostego powodu kończyła mi się gotówka.

Co do gotówki. Ja wydałem tutaj jakieś 8500$. Liczę wszystko: przylot, motel, lot do winnipeg, kurs na prawo jazdy, zamieszkanie przez 8tyg. I też nie mieszkałem w Hiltonie tylko wszystko jak najtaniej. Koszty mogą wzrosnąć jeśli np będzie potrzeba sporo godzin jazdy żeby zdać egzamin.

Inną sprawą jest przyjazd na "kontrakt" do firmy tzw. LMO. Wtedy firma opłaca przelot, zakwaterowanie na początek, kurs na prawo jazdy. To są spore koszty. Ja je poniosłem bo nie mogłem znaleźć żadnej sensownej firmy która chciała by mnie zatrudnić i sprowadzić z EU. Minusem tego też jest że przez 2 lata nie można zmienić firmy która Cię "ściągnęła", nie dostaniesz gdzie indziej pracy. A po roku możesz starać się o rezydenta. Zajmie to ponad rok, wtedy przeważnie podpisujesz kolejny kontrakt na kolejne 2 lata. I dalej tyrasz mimo wszystko. Program IEC pozwala mi pracować gdzie chcę, jutro ktoś mnie wkurza rzucam papiery i idę pracować gdzie indziej. A w tym momencie już nie będzie takiego problemu jak na początku. Nie będzie to praca marzeń ale będzie.

I to chyba tyle w sprawach technicznych. Pewnie wielu z was spodziewało się szczegółów. Ale nie chcę ich podawać. Z prostego powodu. Życie tutaj to nie jest Amerykański sen. Trzeba ciężko pracować, walczyć z przeciwnościami. (np jak szukałem szkoły żeby zrobić kilka godzin przed egzaminem trzy szkoły powiedziały mi że nie pomogą mi, jedynie mogą mi zaoferować kurs 3 miesięczny za 8000$) ale przez upór szukałem i znalazłem, średniej jakości, średni sprzęt ale wiedziałem czego potrzebuję i kiedy byłem gotowy poszedłem na egzamin. Tak więc jeśli ktoś chce żeby ktoś go poprowadził za rączkę do Kanady to niestety nie znajdzie u mnie pomocy.

Nie chcę tłumaczyć każdemu po kolei co i jak i gdzie trzeba iść. W Wojsku jest takie powiedzenie : masz łeb i .... (przyrodzenie) to kombinuj.... Wtedy jeśli Ci się uda to będziesz gościu, będziesz czół że zapracowałeś na to. Bo przeważnie tak jest że jak coś się dostaje bez wysiłku to się tego nie szanuje, to coś nie ma smaku.

Dlatego Kanada - jak i całe życie - należy do odważnych, tych którzy nie spędzają tylko czasu przed komputerem monitora oglądając YouTube i moje głupawe filmiki ;)   One pokazują moją pracę, część mojego życia ale to nie jest całe moje życie. Bo stwierdzam po tych latach spędzonych w kabinie że ta praca daje jakąś satysfakcję ale nie zaspokoi wszystkich pragnień człowieka. Potrzeby spotkania z ludźmi. Myślę że w jakiś sposób praca kierowcy jest ucieczką przed kontaktami z ludźmi - które są trudne.

Ale to trudności kształtują charakter.


# zapraszam do pytań na blogu bądź priva #



mały przypis z komentarzy:

michaltraker pisze...

To samo chciałem zapytać. Wracasz do PL, czy zostajesz?
I jedna rzecz mnie zaciągnęła jeszcze żeby napisać to. Nie chce Cię oczywiście urazić, bo mam ogromny szacunek do tego co robisz, czy na blogu, czy na filmach. Napisałeś, żeby o nic do Ciebie nie pisano, bo nie będziesz nikogo za rączkę prowadził. A w poprzednim ( czy może jeszcze wcześniej ) wpisie napisałeś jak Rafał Ci pomógł i ująłeś to tak ( jeśli coś przejęzyczę to przepraszam, ale piszę z pamięci ), "jednak jakaś brać kierowców istnieje".. więc nie rozumiem już. Jesteś bardzo wdzięczny Rafałowi, że poczekał na Ciebie (chyba w ambasadzie), ale nikomu już nie chcesz pomagać?
Pozdrawiam Wilku.


Paweł Bęben pisze...

zgadza się - widocznie źle sprecyzowałem - jeśli już tutaj będziesz, ktokolwiek z kierowców to zapewne Ci pomogę... chodzi mi o to że często dostaję maile z prośbą o opisanie wszystkiego. krok po kroku, Rafał nie załatwił mi spotkania w ambasadzie, nie wysłał zgłoszenia przez internet, nie poszedł ze mną żeby mówić za mnie... o to mi chodzi, nie o pomoc w stylu: szukaj tam, albo sprawdź tam... chodzi mi o kompletne rozpisanie co i jak i gdzie.

Muszę raz jeszcze przeczytać posta ;) zmęczony wczoraj byłem jak pisałem

piątek, 14 grudnia 2012

jechałem długo więc powiem krótko

/ na marginesie uwielbiam Kabaret Moralnego Niepokoju / 
siedzę sobie gdzieś w polu pod Brandon - MB, jest 02.34 rano i trza by iść spać. ale postanowiłem krótko napisać co obecnie kombinuję. Jak widać blog przeszedł małe "dopieszczenie" graficzne i gadżetowe. W sumie to z nudów. A do tego odkryłem że Twitter to w sumie prosta i szybka sprawa żeby na bieżąco tych co są zainteresowani powiadamiać co się dzieje.

szykuje się jakiś post na większą skalę, ale jeszcze myśli nie nabrały kształtu - że tak powiem, i czekać trzeba... 

ścigają mnie ostatnio za zachód bo im kierowców brakuje, ale nie narzekam jest robota a przy okazji mam już dwa miejsca gdzie mam darmowe WiFi i mogę robić upload filmików na YouTube. Stąd moje ożywienie po początkowym zastoju. Może filmiki czasami są "denne" ale co tam. Będzie się z czego śmiać na starość :) więc dla wszystkich zainteresowanych - wisi mi i powiewa co kto tam napisze ;] ale oczywiście jak macie pytania to postaram się odpowiedzieć. 

dobra idę spać bo głupoty piszę 
na (r/g)azie :) zB 

niedziela, 18 listopada 2012

lecim na strzecim, bo na radom oni jydom

Więc jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o kasę ;) kwestia znana z dawien dawna. Jednak nie działa na rząd USA. Drugie podejście po Vizę do US niestety skończyło się po staremu :) czyli, sorry budy. Oczywiście tłumaczenie że za krótko jestem w Kanadzie. W sumie nie nastawiałem się jakoś bardzo że na 100% teraz dostanę. Więc i zawód był mniejszy. Nie to nie laski bez... Szkoda tylko czasu, zaangażowania ludzi i kasy. 

A pro po zaangażowania to zaczynając od DM (Driver Manager) kończąc na Rafale Z. Któremu jestem bardzo wdzięczny, podwiózł mnie do ambasady z Truck Stopu i poczekał ponad godzinę aż wyjdę. Spotkanie raczej nie miało wyrazu medialnego, więc pozostanę przy podziękowaniach. Ale tak sobie pomyślałem, jednak brać kierowców istnieje. Wiadomo że nie z każdym w takim samym stopniu. Ale miło - tak po ludzku - że ludzie zupełnie obcy spotykają się i potrafią sobie ofiarować czas. Oczywiście do grona tego zaliczę też Mirka który bardzo dużo okazał mi pomocnej dłoni kiedy przybyłem do Kanady, szukałem pracy itp... Więc Ci nasi rodacy na emigracji to nie tylko "złodzieje" "cwaniaki" itd... Puki co od przyjazdu do Kanady nie spotkałem się z jakąś przykrością ze strony innych ludzi - nie licząc odwiedzin w ambasadach US (hak im w srak ;) do tego też wujek w Winnipeg. Więc jakoś dzięki Bogu dobrze się układa puki co. Tzn. nie lekko ale po górkach i do przodu. Ale to może też coś - z tej sentencji którą ostatnio słyszałem - jest prawdy. "Kto idzie do Nieba dla niego wszystko jest Niebem, a kto idzie do piekła dla niego wszystko jest piekłem". 

Tak więc puki co czas który mi pozostał do 01.04.2013r. Spędzę na kursach po Kanadzie. Od razu po powrocie z Montrealu wysłali mnie w kierunku zachodnim. Brakło im kierowcy na zmianę. I w 17h jakimś cudem udało się dolecieć do Thunder Bay. Jutro wieczorem dopiero kolejna naczepa. Więc mam czas żeby odpocząć. 

Kierunek zachodni nie jest zły - jazda na linii Montreal - Toronto, potrafi siąść na psychikę. Non stop wyprzedzania, non stop Camel Traffic. Nie ma tragedii ale w jeden dzień można zrobić kółeczko M-T. Co daje 1100km. A przy zgranych ładunkach można zrobić 5 kółek w ciągu tygodnia. Jest ok co do KM, ale co do monotonii to za dużo. A jeszcze jak wejdzie się w okienko przejazdu przez Toronto w godzinach szczytu to masakra. Ja czasami odpuszczam i wolę wstać o 2-3 nad ranem ale nie spędzać 3h w korkach. Przyjazd płynny z jednego końca na drugi zajmuje 1h. Tzn. nie zawsze jest 3h, czasami 90min, 110min. Zależy jaka pora i jaki kierunek. Już znam miejsca gdzie ruch idzie a gdzie zawsze stoi. Ale pomimo tego to zawsze jest ciutkę nerwówka bo hamowania, przyspieszania i wszędzie niedzielni kierowcy którzy zamiast jechać to piszą SMS'y. Za nerwowy czasami jestem na taką jazdę. Mógł bym jechać szwadroną do odśnieżania ze spychem na przodzie i "przecierać" szlak w korku :D

I tyle puki co. Praca, trochę odpoczynku, zakupy, pranie i praca.... Więc sporo monotonii. 


czwartek, 20 września 2012

trochę pesymizmu?


Tak sobie wykombinowałem że czas trochę "oświecić" ludzi jak tutaj tak naprawdę jest. Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego że dla tych którzy uparli się że tutaj przyjadą dużo to nie da. Ale dal wszystkich którzy "marzą" ciągle o wyprawie zza wodę może coś rzuci światła na sprawę. 

Generalnie pracy trochę jest, ale nie należy się nastawiać że czekają z otwartymi rękami na lotnisku "naganiacze" i jest się "Panem" w wyborze tego co się będzie robić. Jak wszędzie początki się ciężkie i trzeba zagryźć zęby żeby przeczekać. Tylko pytanie powstaje czy jest sens czekać, na co czekać? Raczej ciężko będzie się przebranżowić jeśli od X lat trzyma się tylko kierownicę. Nie wspominając o języku. Bo raczej "kali chcieć" "kali mieć" to nie ma co liczyć na sensowną pracę. 

Pracuję tutaj się ciężej i dłużej niż w EU. Na pewno na początku. Ja przy całym miesiącu siedzenia w aucie zarobie jakieś 4tyś na rękę. Czasami z plusem czasami lekko pod kreską. Kwestia ile gdzie i jak się jeździ. Ale bardzo często nie zależy to od mnie. Trzeba liczyć że na życie wydaję 1000$. Bardzo nie oszczędzam, ale też do burdelu nie chodzę. I to liczę przy tym że nie płacę za mieszkanie. Jeśli pojawicie się z rodziną to -1500 na jakieś mieszkanie. Do tego w Ontario jest dość drogie ubezpieczanie na auto - szczególnie na początku. Miesięcznie z jakieś -350$. Nie licząc auta, paliwa (ono akurat jest dość tanie 1,25$ za litr). Sytuacja na pewno inaczej będzie wyglądać jeśli - przykładowa żona - też pracuje. Na pewno człowiek mądrzejszy jest bo ma więcej kasy. Ale spokojnie, Ona też nie zarobi 3000$ na początek. Może z 2k. Ty zarobisz z 4k. Ale tylko wtedy jak "zamieszkasz" w aucie, więc kobitę będziesz widywał na "skype" ;) Wiadomo po 5-8 latach, jakoś zacznie się układać. Lepsza praca, lepsza płaca za milę. Więcej w domu. Ty wybierasz trasy itp... Ale na to potrzeba czasu - jak wszędzie. Tylko nadal jesteś "kierowcą". Albo jak nazywa to Mirek "operatorem kierownicy". Co za tym idzie nadal żyjesz na drodze. 

Przyjeżdżając tutaj wiadomo że nie jesteś skazany na ten los. Ale trzeba liczyć się z tym że nim dostaniesz pobyt stały to minimum 2 lata trzeba spędzić w aucie. Później jest kwestia znalezienia innej pracy, ale standard życia nie koniecznie będzie utrzymany. Jak zawsze wszystko kwestia wyrzeczeń. 

Teraz o pracy trochę od strony technicznej. Jeździ się więcej niż w EU. Ja akurat mam elektronicznego loogbook'a, czyli takie tacho w EU. Ciut mniej rygorystyczne i bardziej elastyczne, ale nadal "ktoś" Cię pilnuje. W tym przypadku firma. Na papierowym u mnie  w firmie wystarczą dwie wpadki i dziękują Ci za pracę. Nie mówię tutaj o wypadkach, tylko wystarczy kontrola Policji, mandat za czas pracy itp. W ostatnim tygodniu w firmie do której miałem iść pracować kierowca w nocy staranował pojazd ekipy na autostradzie. Nie wiadomo czy zasnął czy zagapił się. Wiadomo jedno. Auto do kasacji, ponad pół miliona strat związanych z akcją służb mundurowych i dla niego jako kierowca krzyżyk w pracy na kolejne 10 lat w Ontario. Żadna firma ubezpieczeniowa nie pozwolił mu tutaj pracować. Opcja zmiana miejsca zamieszkania na inną jurysdykcję w Kanadzie. Albo inna praca. Skutków prawnych jeszcze nie zna, ale to nie EU że "jakoś to będzie". Prawnicy zrobią swoje. W Kanadzie można jeździć 13h. + 2h przerwy + 1h pracy (załadunek itp). Po 13h jazdy masz już serdecznie dość wszystkiego. Monotonia jest dobijająca czasami. Ładne miejsca, zachody słońca, jeziorka, góry itd.... to tylko chwile, minuty z całego dnia jazdy. Można tym się ucieszyć, ale oko się nie naje. Do tego mało opcji ruchu jest. Ja kilka kg przybrałem odkąd przyjechałem tutaj. W EU na plandece, to trzeba poskakać, pasy, plandeka, obojętnie co się robić jest trochę ruchu. Wiadomo że w pełnym słońcu to żadna przyjemność, ale człowiek się rusza. Tutaj trasa np jak dziś do SK. Czyli 3000km w jedną strony. To oznacza że 3 dni siedzenie non stop za kółkiem. Nie licząc spania, prysznica. Powrót to samo. Mało ruchu, przeważnie przeczepiam naczepy, a nawet załadunki ograniczają się do tego że otwiera się drzwi i wsio. Wiadomo że to zależy od każdego indywidualnie czy będzie trzymał formę czy nie. Ale trzeba się tego nauczyć, jeśli zajmie się tylko jazdą i nadal będzie trzymać się formę żywieniową z EU łatwo można po kilku miesiącach wyglądać jak szafa 3 drzwiowa. Mi osobiście zajęło 2 miesiące żeby jakoś wypracować od nowa system żywienia tak żeby trzymać formę. A nadal trzeba się mocno pilnować. Ponieważ na stacjach, truck stopach, restauracjach przeważnie serwują: frytki, burgery i inne rzeczy które ogólnie są smaczne ale bardzo kaloryczne. Kuchenek tutaj się nie wozi bo też nie ma żywności którą można by zabrać ze sobą i żeby postała 2-3 tygodnie. Tydzień to max. Kupiłem ostatnio - np - worek marchewek. W ciągu 3 dni wyglądał jak by stał 2 miesiące. Wynika to pewnie z tego że sporą większość ciągnie się z południa Stanów, a druga sprawa że chemia i produkuje się na ilość. Z jabłkami było podobnie, choć one postały tydzień. Zjadłem kilka, pod koniec tygodnia musiałem resztę wywalić. Oczywiście to kwestia też kto jaką ma przemianę materii. Znam kierowców kilku którzy wyglądają super pomimo kilku dobrych lat za kółkiem. Ja muszę się pilnować. 

Nie chcę żebyście odebrali to co tutaj napisałem że "marudzę" i na wszystko narzekam - jak kolega z Edmonton, do niego zaraz dojdę ;) . Raczej trochę trzeźwego spojrzenia jak to tutaj wygląda. Trochę już opadł ten moment "wow" od kiedy przyjechałem. Na początku faktycznie fajnie wiele rzeczy tutaj wygląda, ale przez bardzo dużą prostotę całego życia tutaj i wygodę łatwo się rozleniwić. Zgubić swoje cele i ideału, a po kilku latach obudzić się z garbem i łysiną na głowie z 60 w dowodzie osobistym. Dwoma rozwodami i grupką dzieci które widuje się raz na miesiąc, żeby zabrać je na mecz NBA bądź NHL i poprawić swoje samopoczucie kupowaniem hot dogów i nowych gadżetów jak np Iphone5 ;) (a pro po była premiera już, tutaj będzie kosztował z jakieś 900$ bez umowy, a z umową na 3 lata 450$). 

Pan z Edmonton. Jedyną trafną rzeczy która jak do tej pory usłyszałem od Pana to to że w Kanadzie nie jest tak jak się wszystkim wydaję. Tu nie ma kokosów i nikt na nikogo nie czeka na lotnisku tylko żeby pracować. Fakt, Kanada to ciężki kawałek chleba. Wcale nie lżejszy niż w EU albo w Polsce. Jedyną różnicą jest to że jest perspektywa szybszego dorobienia się czegoś (garb w prezencie ;). A wszystko co poza tą kwestia słyszałem od Pana to jedno wielkie marudzenie. Skoro mieszka Pan tutaj już 20 lat, i nadal tak narzeka to może czas coś zmienić? A nie tylko dawać "dobre" rady innym i w pewien sposób pysznić się tym że "ja jestem tutaj". Po 20 latach zupełnie nie przypomina Pan Kanadyjczyka, raczej nadal siedzi Pan mentalnie na wiosce pod Suwałkami i bidoli jaki ten świat zły. Może czas dorosnąć? Internet to jest medium do komunikacji a nie świat w którym się żyje. 

I tym chciał bym zakończyć swój nieco długi wywód. Z zaznaczeniem że kiedy tu przyjechałem miałem chęć zostać, teraz co raz bardziej zastanawiam się nad powrotem do PL. Nie dlatego że jest tutaj "źle". Bo jest ok. Tylko Polska natura tęskni za Ojczyzną. A mimo że w PL jest nieco niższy standard życia to nadal można żyć. Z głodu nikt w PL nie umiera (no chyba że na własne życzenia). Ogólnie fajnie że tutaj jestem, nowe rzeczy się widziało i będzie co opowiadać na starość - jak Bóg da. Ale jakoś nie widzę siebie tutaj. I tyle....