niedziela, 16 grudnia 2012

poradnik wujka CWilka

tak więc, po kolejnym wpisie na fb o tym żeby coś "poradzić" o emigracji do kanady postawiłem napisać obszerniej o kilku krokach jak to wygląda z przybyciem do Kanady.

krok
1. weź się za siebie
2. kup bilet
3. przyjedź i radź sobie

koniec...

no i na dobrą sprawę to powinien być faktyczny koniec, ale postanowiłem trochę wyjaśnić co pod tymi punktami się kryje. Mianowicie:

Znam tylko kilkoro ludzi którzy "chwycili byka za rogi" i postanowili spróbować tutaj żyć. Jest to pewien krok w dorosłość - w moim przypadku był. Na pewno łatwiej jest kiedy jedzie się do kogoś, kto zaopiekuje się na początku i trochę poprowadzi. Ale nie każdy ma taką szansę. Ja tydzień przed przyjazdem dostałem kontakt do wujka kolegi - więc w sumie obcej osoby. Pomógł mi w ten sposób że miałem gdzie się przespać - choć to też nie było dogadane, liczyłem się z pobytem w motelu przez kilka dni i poszukiwaniem pokoju - mieszkania. Z tym też nie jest łatwo bo jak nie ma się zatrudnienia nie każdy chce Ci od razu wynająć pokój. A do tego standardem są referencje z poprzedniego miejsca oraz wpłata z góry za 2 miesiące (pierwszy i ostatni). Wujek pomógł mi tym że zabrał mnie do urzędu pokazał gdzie wyrabia się SIN - bał się czy ja w ogóle mówię po Angielsku ;) ale po tej wizycie powiedział - radź sobie, ale w ten dobry sposób. Tak samo jak w rodzicami, jeśli będą całe życie prowadzić Cię za rękę, naprawiać wszystkie błędy nigdy nie dorośniesz. Tak więc wszystkie następne sprawy załatwiałem sam i szlifowałem swój "szorstki" język w kontaktach z ludźmi. Drugą rzeczą na plus było to że On pracuje na nocki, więc wracał o 8 do domu szedł spać a ja mogłem zabrać auto i jechać w miasto - czy to na kurs prawka, czy co kol wiek innego. Ale paliwo, jedzenie, opłaty prawa jazdy wszystko pokrywałem sam.

Odnośnie przyjazdu i vizy. Przyjechałem na program IEC. Wszystkich zainteresowanych odsyłam na strony ambasady Kanadyjskiej w Wawie. Tam wszystko jest opisane. Na początku też miałem myśli co to będzie po roku. Ale zupełnie bez podstaw - rok tutaj to naprawdę dużo czasu żeby poznać Kanadę i zdecydować czy się chce zostać czy nie. Po to też ten program powstał. A jeśli będzie się chciało zostać to nie będą robić dużych problemów, Kanada potrzebuje pracowników i jest naprawdę sporo możliwości. Do tego każda prowincja ma też swoje programy i przepisy. Nie opisuję co i jak krok po kroku bo post miał by 40stron. Jak ktoś będzie zainteresowany odsyłam do punktu pierwszego na początku posta " weź się za siebie" i zacznie czytać, to wszystko jest w sieci. Tutaj nikt nic na "tacy" Ci nie poda. Ostatnio słyszałem fajny skecz - też na demotywatorach był - "jeśli ktoś nie radzi sobie w Polsce, nie poradzi sobie w świecie" bardzo trafne stwierdzenie.

A pro po prawa jazdy. Doświadczenie z EU / PL jest przydatne - ale tylko jako samo doświadczenie. Jeśli chodzi o pracę i pracodawców to nie ma znaczenia. Jest przydatne pod tym względem że szybko poznasz i przyzwyczaisz się do jazdy tutejszymi ciężarówkami. Łatwiej i szybciej zdasz prawo jazdy... ale ! trzeba będzie zdać prawko na G (osobówki) przepisy można po Polsku, i jazda na mieście. Dla kierowcy z doświadczeniem to pikuś. Ale oczywiście kwestia kasy, bo to nie jest za darmo. Prawko jazdy AZ (ciężarowe) tutaj testy są po angielsku i nad tym trzeba przysiąść. Są książki testy itp... ale trzeba czasu żeby się tego nauczyć po angielsku i zdać. Teraz to kwestia poziomu umiejętności językowych. I nie rozpisuję się więcej bo to wszystko też jest w internecie, wystarczy wstukać w google : MTO Ontario. Też są tam wszystkie przepisy o wymianie prawa jazdy. Prawo jazdy z PL pozwala jedynie nie czekać na kategorię G dwóch lat. Tutaj jest inny system. Na stronach MTO też jest to opisane.

Praca w firmie. Firmy nie chcą zatrudniać młodych kierowców - nawet z doświadczeniem w EU - ponieważ Ci kierowcy najczęściej powodują wypadki, nie dbają o pojazdy, zawalają inne rzeczy. Nie chce powiedzieć że nie można znaleźć pracy, ale jest trudno. Ale ja w Manitobie nie znalazłem firmy która chciała by mnie zatrudnić. Jedynie na wywrotce, mało jazdy i słaba kasa. A pracy fizycznej sporo. W Ontario większy rynek i się trafiło z małą pomocą. Ale był moment że chciałem wracać do PL jeśli w ciągu miesiąca bym nie znalazł pracy. Z prostego powodu kończyła mi się gotówka.

Co do gotówki. Ja wydałem tutaj jakieś 8500$. Liczę wszystko: przylot, motel, lot do winnipeg, kurs na prawo jazdy, zamieszkanie przez 8tyg. I też nie mieszkałem w Hiltonie tylko wszystko jak najtaniej. Koszty mogą wzrosnąć jeśli np będzie potrzeba sporo godzin jazdy żeby zdać egzamin.

Inną sprawą jest przyjazd na "kontrakt" do firmy tzw. LMO. Wtedy firma opłaca przelot, zakwaterowanie na początek, kurs na prawo jazdy. To są spore koszty. Ja je poniosłem bo nie mogłem znaleźć żadnej sensownej firmy która chciała by mnie zatrudnić i sprowadzić z EU. Minusem tego też jest że przez 2 lata nie można zmienić firmy która Cię "ściągnęła", nie dostaniesz gdzie indziej pracy. A po roku możesz starać się o rezydenta. Zajmie to ponad rok, wtedy przeważnie podpisujesz kolejny kontrakt na kolejne 2 lata. I dalej tyrasz mimo wszystko. Program IEC pozwala mi pracować gdzie chcę, jutro ktoś mnie wkurza rzucam papiery i idę pracować gdzie indziej. A w tym momencie już nie będzie takiego problemu jak na początku. Nie będzie to praca marzeń ale będzie.

I to chyba tyle w sprawach technicznych. Pewnie wielu z was spodziewało się szczegółów. Ale nie chcę ich podawać. Z prostego powodu. Życie tutaj to nie jest Amerykański sen. Trzeba ciężko pracować, walczyć z przeciwnościami. (np jak szukałem szkoły żeby zrobić kilka godzin przed egzaminem trzy szkoły powiedziały mi że nie pomogą mi, jedynie mogą mi zaoferować kurs 3 miesięczny za 8000$) ale przez upór szukałem i znalazłem, średniej jakości, średni sprzęt ale wiedziałem czego potrzebuję i kiedy byłem gotowy poszedłem na egzamin. Tak więc jeśli ktoś chce żeby ktoś go poprowadził za rączkę do Kanady to niestety nie znajdzie u mnie pomocy.

Nie chcę tłumaczyć każdemu po kolei co i jak i gdzie trzeba iść. W Wojsku jest takie powiedzenie : masz łeb i .... (przyrodzenie) to kombinuj.... Wtedy jeśli Ci się uda to będziesz gościu, będziesz czół że zapracowałeś na to. Bo przeważnie tak jest że jak coś się dostaje bez wysiłku to się tego nie szanuje, to coś nie ma smaku.

Dlatego Kanada - jak i całe życie - należy do odważnych, tych którzy nie spędzają tylko czasu przed komputerem monitora oglądając YouTube i moje głupawe filmiki ;)   One pokazują moją pracę, część mojego życia ale to nie jest całe moje życie. Bo stwierdzam po tych latach spędzonych w kabinie że ta praca daje jakąś satysfakcję ale nie zaspokoi wszystkich pragnień człowieka. Potrzeby spotkania z ludźmi. Myślę że w jakiś sposób praca kierowcy jest ucieczką przed kontaktami z ludźmi - które są trudne.

Ale to trudności kształtują charakter.


# zapraszam do pytań na blogu bądź priva #



mały przypis z komentarzy:

michaltraker pisze...

To samo chciałem zapytać. Wracasz do PL, czy zostajesz?
I jedna rzecz mnie zaciągnęła jeszcze żeby napisać to. Nie chce Cię oczywiście urazić, bo mam ogromny szacunek do tego co robisz, czy na blogu, czy na filmach. Napisałeś, żeby o nic do Ciebie nie pisano, bo nie będziesz nikogo za rączkę prowadził. A w poprzednim ( czy może jeszcze wcześniej ) wpisie napisałeś jak Rafał Ci pomógł i ująłeś to tak ( jeśli coś przejęzyczę to przepraszam, ale piszę z pamięci ), "jednak jakaś brać kierowców istnieje".. więc nie rozumiem już. Jesteś bardzo wdzięczny Rafałowi, że poczekał na Ciebie (chyba w ambasadzie), ale nikomu już nie chcesz pomagać?
Pozdrawiam Wilku.


Paweł Bęben pisze...

zgadza się - widocznie źle sprecyzowałem - jeśli już tutaj będziesz, ktokolwiek z kierowców to zapewne Ci pomogę... chodzi mi o to że często dostaję maile z prośbą o opisanie wszystkiego. krok po kroku, Rafał nie załatwił mi spotkania w ambasadzie, nie wysłał zgłoszenia przez internet, nie poszedł ze mną żeby mówić za mnie... o to mi chodzi, nie o pomoc w stylu: szukaj tam, albo sprawdź tam... chodzi mi o kompletne rozpisanie co i jak i gdzie.

Muszę raz jeszcze przeczytać posta ;) zmęczony wczoraj byłem jak pisałem

piątek, 14 grudnia 2012

jechałem długo więc powiem krótko

/ na marginesie uwielbiam Kabaret Moralnego Niepokoju / 
siedzę sobie gdzieś w polu pod Brandon - MB, jest 02.34 rano i trza by iść spać. ale postanowiłem krótko napisać co obecnie kombinuję. Jak widać blog przeszedł małe "dopieszczenie" graficzne i gadżetowe. W sumie to z nudów. A do tego odkryłem że Twitter to w sumie prosta i szybka sprawa żeby na bieżąco tych co są zainteresowani powiadamiać co się dzieje.

szykuje się jakiś post na większą skalę, ale jeszcze myśli nie nabrały kształtu - że tak powiem, i czekać trzeba... 

ścigają mnie ostatnio za zachód bo im kierowców brakuje, ale nie narzekam jest robota a przy okazji mam już dwa miejsca gdzie mam darmowe WiFi i mogę robić upload filmików na YouTube. Stąd moje ożywienie po początkowym zastoju. Może filmiki czasami są "denne" ale co tam. Będzie się z czego śmiać na starość :) więc dla wszystkich zainteresowanych - wisi mi i powiewa co kto tam napisze ;] ale oczywiście jak macie pytania to postaram się odpowiedzieć. 

dobra idę spać bo głupoty piszę 
na (r/g)azie :) zB 

niedziela, 18 listopada 2012

lecim na strzecim, bo na radom oni jydom

Więc jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o kasę ;) kwestia znana z dawien dawna. Jednak nie działa na rząd USA. Drugie podejście po Vizę do US niestety skończyło się po staremu :) czyli, sorry budy. Oczywiście tłumaczenie że za krótko jestem w Kanadzie. W sumie nie nastawiałem się jakoś bardzo że na 100% teraz dostanę. Więc i zawód był mniejszy. Nie to nie laski bez... Szkoda tylko czasu, zaangażowania ludzi i kasy. 

A pro po zaangażowania to zaczynając od DM (Driver Manager) kończąc na Rafale Z. Któremu jestem bardzo wdzięczny, podwiózł mnie do ambasady z Truck Stopu i poczekał ponad godzinę aż wyjdę. Spotkanie raczej nie miało wyrazu medialnego, więc pozostanę przy podziękowaniach. Ale tak sobie pomyślałem, jednak brać kierowców istnieje. Wiadomo że nie z każdym w takim samym stopniu. Ale miło - tak po ludzku - że ludzie zupełnie obcy spotykają się i potrafią sobie ofiarować czas. Oczywiście do grona tego zaliczę też Mirka który bardzo dużo okazał mi pomocnej dłoni kiedy przybyłem do Kanady, szukałem pracy itp... Więc Ci nasi rodacy na emigracji to nie tylko "złodzieje" "cwaniaki" itd... Puki co od przyjazdu do Kanady nie spotkałem się z jakąś przykrością ze strony innych ludzi - nie licząc odwiedzin w ambasadach US (hak im w srak ;) do tego też wujek w Winnipeg. Więc jakoś dzięki Bogu dobrze się układa puki co. Tzn. nie lekko ale po górkach i do przodu. Ale to może też coś - z tej sentencji którą ostatnio słyszałem - jest prawdy. "Kto idzie do Nieba dla niego wszystko jest Niebem, a kto idzie do piekła dla niego wszystko jest piekłem". 

Tak więc puki co czas który mi pozostał do 01.04.2013r. Spędzę na kursach po Kanadzie. Od razu po powrocie z Montrealu wysłali mnie w kierunku zachodnim. Brakło im kierowcy na zmianę. I w 17h jakimś cudem udało się dolecieć do Thunder Bay. Jutro wieczorem dopiero kolejna naczepa. Więc mam czas żeby odpocząć. 

Kierunek zachodni nie jest zły - jazda na linii Montreal - Toronto, potrafi siąść na psychikę. Non stop wyprzedzania, non stop Camel Traffic. Nie ma tragedii ale w jeden dzień można zrobić kółeczko M-T. Co daje 1100km. A przy zgranych ładunkach można zrobić 5 kółek w ciągu tygodnia. Jest ok co do KM, ale co do monotonii to za dużo. A jeszcze jak wejdzie się w okienko przejazdu przez Toronto w godzinach szczytu to masakra. Ja czasami odpuszczam i wolę wstać o 2-3 nad ranem ale nie spędzać 3h w korkach. Przyjazd płynny z jednego końca na drugi zajmuje 1h. Tzn. nie zawsze jest 3h, czasami 90min, 110min. Zależy jaka pora i jaki kierunek. Już znam miejsca gdzie ruch idzie a gdzie zawsze stoi. Ale pomimo tego to zawsze jest ciutkę nerwówka bo hamowania, przyspieszania i wszędzie niedzielni kierowcy którzy zamiast jechać to piszą SMS'y. Za nerwowy czasami jestem na taką jazdę. Mógł bym jechać szwadroną do odśnieżania ze spychem na przodzie i "przecierać" szlak w korku :D

I tyle puki co. Praca, trochę odpoczynku, zakupy, pranie i praca.... Więc sporo monotonii. 


czwartek, 20 września 2012

trochę pesymizmu?


Tak sobie wykombinowałem że czas trochę "oświecić" ludzi jak tutaj tak naprawdę jest. Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego że dla tych którzy uparli się że tutaj przyjadą dużo to nie da. Ale dal wszystkich którzy "marzą" ciągle o wyprawie zza wodę może coś rzuci światła na sprawę. 

Generalnie pracy trochę jest, ale nie należy się nastawiać że czekają z otwartymi rękami na lotnisku "naganiacze" i jest się "Panem" w wyborze tego co się będzie robić. Jak wszędzie początki się ciężkie i trzeba zagryźć zęby żeby przeczekać. Tylko pytanie powstaje czy jest sens czekać, na co czekać? Raczej ciężko będzie się przebranżowić jeśli od X lat trzyma się tylko kierownicę. Nie wspominając o języku. Bo raczej "kali chcieć" "kali mieć" to nie ma co liczyć na sensowną pracę. 

Pracuję tutaj się ciężej i dłużej niż w EU. Na pewno na początku. Ja przy całym miesiącu siedzenia w aucie zarobie jakieś 4tyś na rękę. Czasami z plusem czasami lekko pod kreską. Kwestia ile gdzie i jak się jeździ. Ale bardzo często nie zależy to od mnie. Trzeba liczyć że na życie wydaję 1000$. Bardzo nie oszczędzam, ale też do burdelu nie chodzę. I to liczę przy tym że nie płacę za mieszkanie. Jeśli pojawicie się z rodziną to -1500 na jakieś mieszkanie. Do tego w Ontario jest dość drogie ubezpieczanie na auto - szczególnie na początku. Miesięcznie z jakieś -350$. Nie licząc auta, paliwa (ono akurat jest dość tanie 1,25$ za litr). Sytuacja na pewno inaczej będzie wyglądać jeśli - przykładowa żona - też pracuje. Na pewno człowiek mądrzejszy jest bo ma więcej kasy. Ale spokojnie, Ona też nie zarobi 3000$ na początek. Może z 2k. Ty zarobisz z 4k. Ale tylko wtedy jak "zamieszkasz" w aucie, więc kobitę będziesz widywał na "skype" ;) Wiadomo po 5-8 latach, jakoś zacznie się układać. Lepsza praca, lepsza płaca za milę. Więcej w domu. Ty wybierasz trasy itp... Ale na to potrzeba czasu - jak wszędzie. Tylko nadal jesteś "kierowcą". Albo jak nazywa to Mirek "operatorem kierownicy". Co za tym idzie nadal żyjesz na drodze. 

Przyjeżdżając tutaj wiadomo że nie jesteś skazany na ten los. Ale trzeba liczyć się z tym że nim dostaniesz pobyt stały to minimum 2 lata trzeba spędzić w aucie. Później jest kwestia znalezienia innej pracy, ale standard życia nie koniecznie będzie utrzymany. Jak zawsze wszystko kwestia wyrzeczeń. 

Teraz o pracy trochę od strony technicznej. Jeździ się więcej niż w EU. Ja akurat mam elektronicznego loogbook'a, czyli takie tacho w EU. Ciut mniej rygorystyczne i bardziej elastyczne, ale nadal "ktoś" Cię pilnuje. W tym przypadku firma. Na papierowym u mnie  w firmie wystarczą dwie wpadki i dziękują Ci za pracę. Nie mówię tutaj o wypadkach, tylko wystarczy kontrola Policji, mandat za czas pracy itp. W ostatnim tygodniu w firmie do której miałem iść pracować kierowca w nocy staranował pojazd ekipy na autostradzie. Nie wiadomo czy zasnął czy zagapił się. Wiadomo jedno. Auto do kasacji, ponad pół miliona strat związanych z akcją służb mundurowych i dla niego jako kierowca krzyżyk w pracy na kolejne 10 lat w Ontario. Żadna firma ubezpieczeniowa nie pozwolił mu tutaj pracować. Opcja zmiana miejsca zamieszkania na inną jurysdykcję w Kanadzie. Albo inna praca. Skutków prawnych jeszcze nie zna, ale to nie EU że "jakoś to będzie". Prawnicy zrobią swoje. W Kanadzie można jeździć 13h. + 2h przerwy + 1h pracy (załadunek itp). Po 13h jazdy masz już serdecznie dość wszystkiego. Monotonia jest dobijająca czasami. Ładne miejsca, zachody słońca, jeziorka, góry itd.... to tylko chwile, minuty z całego dnia jazdy. Można tym się ucieszyć, ale oko się nie naje. Do tego mało opcji ruchu jest. Ja kilka kg przybrałem odkąd przyjechałem tutaj. W EU na plandece, to trzeba poskakać, pasy, plandeka, obojętnie co się robić jest trochę ruchu. Wiadomo że w pełnym słońcu to żadna przyjemność, ale człowiek się rusza. Tutaj trasa np jak dziś do SK. Czyli 3000km w jedną strony. To oznacza że 3 dni siedzenie non stop za kółkiem. Nie licząc spania, prysznica. Powrót to samo. Mało ruchu, przeważnie przeczepiam naczepy, a nawet załadunki ograniczają się do tego że otwiera się drzwi i wsio. Wiadomo że to zależy od każdego indywidualnie czy będzie trzymał formę czy nie. Ale trzeba się tego nauczyć, jeśli zajmie się tylko jazdą i nadal będzie trzymać się formę żywieniową z EU łatwo można po kilku miesiącach wyglądać jak szafa 3 drzwiowa. Mi osobiście zajęło 2 miesiące żeby jakoś wypracować od nowa system żywienia tak żeby trzymać formę. A nadal trzeba się mocno pilnować. Ponieważ na stacjach, truck stopach, restauracjach przeważnie serwują: frytki, burgery i inne rzeczy które ogólnie są smaczne ale bardzo kaloryczne. Kuchenek tutaj się nie wozi bo też nie ma żywności którą można by zabrać ze sobą i żeby postała 2-3 tygodnie. Tydzień to max. Kupiłem ostatnio - np - worek marchewek. W ciągu 3 dni wyglądał jak by stał 2 miesiące. Wynika to pewnie z tego że sporą większość ciągnie się z południa Stanów, a druga sprawa że chemia i produkuje się na ilość. Z jabłkami było podobnie, choć one postały tydzień. Zjadłem kilka, pod koniec tygodnia musiałem resztę wywalić. Oczywiście to kwestia też kto jaką ma przemianę materii. Znam kierowców kilku którzy wyglądają super pomimo kilku dobrych lat za kółkiem. Ja muszę się pilnować. 

Nie chcę żebyście odebrali to co tutaj napisałem że "marudzę" i na wszystko narzekam - jak kolega z Edmonton, do niego zaraz dojdę ;) . Raczej trochę trzeźwego spojrzenia jak to tutaj wygląda. Trochę już opadł ten moment "wow" od kiedy przyjechałem. Na początku faktycznie fajnie wiele rzeczy tutaj wygląda, ale przez bardzo dużą prostotę całego życia tutaj i wygodę łatwo się rozleniwić. Zgubić swoje cele i ideału, a po kilku latach obudzić się z garbem i łysiną na głowie z 60 w dowodzie osobistym. Dwoma rozwodami i grupką dzieci które widuje się raz na miesiąc, żeby zabrać je na mecz NBA bądź NHL i poprawić swoje samopoczucie kupowaniem hot dogów i nowych gadżetów jak np Iphone5 ;) (a pro po była premiera już, tutaj będzie kosztował z jakieś 900$ bez umowy, a z umową na 3 lata 450$). 

Pan z Edmonton. Jedyną trafną rzeczy która jak do tej pory usłyszałem od Pana to to że w Kanadzie nie jest tak jak się wszystkim wydaję. Tu nie ma kokosów i nikt na nikogo nie czeka na lotnisku tylko żeby pracować. Fakt, Kanada to ciężki kawałek chleba. Wcale nie lżejszy niż w EU albo w Polsce. Jedyną różnicą jest to że jest perspektywa szybszego dorobienia się czegoś (garb w prezencie ;). A wszystko co poza tą kwestia słyszałem od Pana to jedno wielkie marudzenie. Skoro mieszka Pan tutaj już 20 lat, i nadal tak narzeka to może czas coś zmienić? A nie tylko dawać "dobre" rady innym i w pewien sposób pysznić się tym że "ja jestem tutaj". Po 20 latach zupełnie nie przypomina Pan Kanadyjczyka, raczej nadal siedzi Pan mentalnie na wiosce pod Suwałkami i bidoli jaki ten świat zły. Może czas dorosnąć? Internet to jest medium do komunikacji a nie świat w którym się żyje. 

I tym chciał bym zakończyć swój nieco długi wywód. Z zaznaczeniem że kiedy tu przyjechałem miałem chęć zostać, teraz co raz bardziej zastanawiam się nad powrotem do PL. Nie dlatego że jest tutaj "źle". Bo jest ok. Tylko Polska natura tęskni za Ojczyzną. A mimo że w PL jest nieco niższy standard życia to nadal można żyć. Z głodu nikt w PL nie umiera (no chyba że na własne życzenia). Ogólnie fajnie że tutaj jestem, nowe rzeczy się widziało i będzie co opowiadać na starość - jak Bóg da. Ale jakoś nie widzę siebie tutaj. I tyle.... 

czwartek, 9 sierpnia 2012

słów parę w 17 tyg...

kręcę kolejne km na zegarze troka, w sumie 36tys zrobiłem przez ostatnie 7 tygodni i podobnie praca jak życie zaczynają się stabilizować. Co to znaczy? Układanie życia raczej się skończyło, sprawy mieszkaniowe, bankowe itd... mam już w miarę poukładane, wiem co, gdzie, jak załatwić. obecnie żmudna codzienność, praca praca..... a pro po pracy. 90% tej samej roboty, te same miejsca drogi. obecnie bardzo rzadko używam navi, tylko przy nowych punktach, których za dużo nie ma. Mieszkam od 2 dni w troku więc jeszcze za dużo nie mogę powiedzieć, na pewno taniej :)

Trochę zaczyna mi się tęsknić za PL. Czwarty miesiąc minął, jeszcze osiem zostało, szybko zleci :) a co później zobaczymy. 

autko pomimo że mam, to nie zarejestrowane - małe problemy z jurysdykcją kanadyjską. ale transit - czyli komunikacja autobusowa wychodzi taniej - no i ludzi pooglądam :P 

no i myślę.... non stop, jak to dalej

w skrócie: czas :wow: się skończył, teraz codzienność... dlatego ten mój ostatni filmik bez jakiegoś wyrazu, brak pomysłu.......

zB


 

niedziela, 22 lipca 2012

Pisać, nie pisać?

Oto jest pytanie...

 Generalnie ostatnie dni spędzam na tym samym - tzn. praca, jazda itp :) Puki co kółka się kręcą. Jak liczyłem to w ostatnim tygodniu - 7 dni, zrobiłem 6000km. Co daje wyniki około 3700mil. Czyli całkiem nieźle. Ruszyłem w ostatnią sobotę z bazy, i w piątek skończył mi się czas 70h pracy. W sobotę odjął mi loog book jeden dzień, więc doleciałem spokojnie do bazy i pauzę 36 zrobię w Toronto (zirytowałem się najpierw bo myślałem że będę musiał stać 36h w polu, ale udało się zjechać. Na papierowym loogbooku spokojnie bym dociągnął 2h do bazy w piątek). Na Truck stopie oczywiście w piątek nie marnowałem czasu, zrobiłem pranie, małe zakupy w Wallmarcie itp :) Dorwałem mały piekarnik w Ottawie za 20$. Akurat jest bo na 700W, a ja przetwornicę mam na 800W. I tak mało ale styka mi - że tak powiem. Tak żeby chleb lekko podpiec, ewentualnie odgrzać coś jak mi zostanie z poprzedniego dnia. No ale, takie małe plany. W większości to i tak żywię się powietrzem i miętą :))) 

 A tak to nic ciekawego, tam i z powrotem kursy. Montreal, Quebec, Ottawa. Nie narzekam, bo coś tam zarobię, już zaczynam poznawać drogi, skuty :) miałem 3 dostawy ostatnio w Montrealu w małej sieci marketów Maxi. W pizdu podjazdy zrobione dla solo trucków. A nie z naczepą 53'. No ale dałem radę. Trochę tylko kręcenia było i ciut wymuszania. Bo kierowcy w Montrealu to jadą puki im się drogi nie zajedzie. Tak troszkę po Europejsku - nerwusy :) 

 Czekam aż mnie wyślą na zachód. Jakaś alberta, albo Vancouver. Góry zobaczyć. 

 Trochę teraz rozumiem dlaczego kierowcy średnio lubią 401 z Toronto do Montrealu. Bo w porównaniu z innymi autostradami to jest duży ruch, sporo wyprzedania trucków, osobówki które nie zawsze chcą puścić i ciągną się sznurami za sobą. Generalnie jazda wymaga znacznie więcej uwagi niżeli tylko włączenie CC (tempomatu). No ale do wszystkiego idzie się przyzwyczaić. 

 Wyprowadzam się od Japońca z domu, myślę że będę mieszkał w Trucku. Bo szkoda mi 400$ miesięcznie za to żeby się przespać 3/4 noce w miesiącu. Taniej mi wyjdzie pójść do motelu - jak będę musiał. Bo tutaj i tak nikt nie wygoni Cię z ciężarówki nawet jak masz wolne. Mają generalnie na to wyłożone (kafelki) ;) prysznice, pranie itp to po drodze za 5-10$ można zrobić. A pod market zajechać też bez problemu. A w sumie do końca mojej vizy to zaoszczędzę jakieś 4000$. Więc tak trochę sporo. Bo jeszcze kwestia "co dalej" po kwietniu 2013, jest jeszcze nie rozwiązana.

Wsio z czasem się okaże. 

wtorek, 26 czerwca 2012

Tydzień w pracy za mną...

   Tydzień w pracy za mną. Tzn. Nie takie pełny, bo jazdę zacząłem w piątek o północy. Ale orientation w firmie zacząłem we wtorek. Czyli takie szkolenie co i jak w firmie, jak pracuje, jak papiery "chodzą" czyli szczegóły. W piątek szczał do Ottawy z alkoholem :) hihi, naczepa do sklepu alkoholowego LCBO. Później załadunek w Montrealu i powrót do Oakville - na bazę. Generalnie kolejne dni to cały czas jazda Montreal - baza. Czasami pobrania naczep z firm nie daleko bazy. Statystyka wskazuje na to że jak dotąd miałem jeden załadunek i dwie zrzutki. Wszystkie inne pobrania to były przeczepienia naczep z pustej na pełną. Więc mało czekania i opóźnień. Trochę korków przez Miasta ale nie masakra. Tylko dwa razy miałem przejazd 401 przez Toronto w godzinach korków 15-18. W kierunku wschodnim jest gorzej, bo zajmuje 2-3h (70km). Kierunek zachodni jest ciut bardziej przepustowy, ale nadal 1,30 to minimum. 

   Firma w miarę fajna, poukładana i ludzie dość przyjemni. Duże zaskoczenie mam na warsztacie - mamy własny. Przyzwyczajony z PL że jak coś się psuje to naprawią dopiero jak całkiem się zepsuje. Tutaj zupełnie inaczej, idę na warsztat z drobnostką i od ręki załatwiają. Pasek klinowy piszczał - benc, w ciągu godziny wymienili i nasmarowali rolki. Światełko nie świeciło na tablicy rejestracyjnej, od razu zmienili. Wyniki to z tego że w razie kontroli na drodze przez Policję jeśli auto jest nie sprawne ja otrzymuję mandat, firma punkty na record i jeśli jest poważna usterka auto nigdzie nie jedzie, muszą zamówić serwis i płacą za naprawę. Więc zero olewania że "później" zrobimy. Jeśli poważna usterka a muszę jechać, dają mi innego trucka i jazda. 

   W ciągu 5,5 dnia zrobiłem 4900km (3000mil). Do tego 2 dni byłem w domu ;) Więc pracy jest trochę. Dziś dzwoniłem do firmy to mam niby Montreal - dwie zrzutki, zrzutka w Quebec, doładunek i kierunek Halifax. Czyli wschodnie wybrzeże :D 2000km w jedną stronę, mam tylko nadzieję że nic się nie zmieni. Bo jazda po autostradzie to dużej różnicy nie ma między EU a tutaj. No może że mniejszy ruch, szybciej się jeździ, kierowcy uprzejmiejsi ;) a najciekawsze to jazda po mieście, szukanie klienta itp. No ale wsio z czasem i pomału. 

   Miał bym miała stłuczkę, głupia sytuacja w sumie. Zjazd z autostrady, przed światłami zepsuł się pojazd. Przyjechał holownik i ściąga gościa. Stali na środkowym pasie. Dwa pasy odchodziły w prawo (z lewego nie da rady skręcić truckiem). Więc chciałem ominąć ich prawym, i przed nimi wcisnąć się na środkowy. A Ci nagle ruszyli. Więc kierunek na prawy pas i powoli próbuję. Jedna osobówka mnie nie puściła a druga tak. Więc powoli ruszam do przodu, zmieniają pas, a ten co mnie nie puścił zatrzymał się bo światło zmieniło się na czerwone. A ja patrzę w lusterko do tyłu i dosłownie na centymetry odwróciłem głowę i po heblach. Anioł stóż czuwał bo by była heca. 

   A tak to jazda tutaj spokojna, wszyscy uważają na trucki. Nie spieszą się jak manewrujesz. Mniej stresów. Zero problemów jak trzeba spać w dzień i truck napierdziela cały czas. Nikt nie wspomina że paliwo w powietrze puszczasz. A na truck stopie w gorący dzień to nawet jak kierowca idzie pod prysznic to zostawia trucka na chodzie. Takie małe zdziwko dla mnie. Wiadomo że jak jest 18' C to idealna temp żeby spać. Ale miałem raz w Montrealu że 23 w nocy i 29'. Parno że masakra. Więc truck pyrkał. 
Tyle na teraz spostrzeżeń. 

# podziękowania dla Mirka za mapę i wiedzę ;) mniej stresów na starcie. 

środa, 6 czerwca 2012

życie to nie je(st) bajka

   Miałem już pisać jakoś pod koniec ostatniego tygodnia, ale nie miałem weny i ogólnie cała sytuacja z ambasadą US mnie podłamała. Może nie ogromnie, ale lekko. Poszedłem na spotkanie zadowolony z życia i siebie. Znów w Toronto, znów auto z wypożyczalni, znów poznawanie miasta itp... No ale do rzeczy. 

   Po przylocie wsio fajnie pięknie, pojechałem oglądać pokój u Polaków w basement (czyli w piwnicy). Tutaj raczej taka opcja wchodzi w grę jeśli jest się samemu i nie chce się płacić 1000$ za miesiąc. Generalnie byłem u nagranego kontaktu wcześniej i kicha... brud, smród i ubóstwo. I to za 400$ za miesiąc z czego trzeba płacić od razu za pierwszy i ostatni (sumarum 800$) za pokój i towarzystwo którego się nie zna i nie wiadomo czy za 2 dni nie trzeba będzie się wyprowadzać. Więc uśmiechnąłem się ładnie i powiedziałem że jutro zadzwonię żeby się umówić na konkretną godzinę. Szybko wszedłem na ogłoszenia (jednak smartphone to super wynalazek) podzwoniłem, popytałem aż w końcu dodzwoniłem się do gościa też za 400$ tylko blisko centrum (tamten pokój taki kawałek od czegokolwiek) pojechałem od razu i mówię że OK - biorę ;) gościu lekko zdziwiony no to super, a kiedy chcesz się wprowadzić? - pyta. A ja na to że teraz ;)) ale (Japończyk albo Koreańczyk - generalnie skośno oki) w miarę zrozumiałem moją sytuację i powiedział że ok, tylko z żoną coś posprzątamy i gra. Też chciał za 2 miesiące z góry, ale mówię mu że niedawno przybyłem i nie wiem ile tutaj zostanę więc preferował bym z miesiąc i zobaczymy z czasem jak z pracę się ułoży. Na to On, OK no problem. Powiedział że mnie rozumie, też kiedyś tutaj przyjechał i też początki miał trudne jak każdy. Pokój też w piwnicy, ale to nie taka piwnica jak ma się wyobrażenie w PL, to osobne mieszkanie tylko że pod domkiem jedno rodzinnym. Osobne wejście, kuchnia, łazienka, ładnie wykończone, ogrzewane. Więc bardzo kulturalnie - no i nie ma takiej wilgoci jak tam, myślę że oni po nocy to grzyby ze ścian zbierali ;) no ale nie osądzam, tylko relacjonuję moje odczucia. W skrócie.. nie podobało mi się. 

   Co do pracy, byłem na jednym kursie z Markiem (kontakt dostałem od Mirka - dobrego kolegi tutejszego, po fachu kierowca), byłem z nim w Montrealu. Było całkiem całkiem. Tylko praca ciężko bo w nocy jazda z granicy z US, dojeżdża się po nocce jazdy do Montrealu zdejmuje (tak od 2 do 6 zrzutek) trochę śpi, załadunek po południu i powrót nocką do Toronto. Z rana zrzutka i jazda pod granicę na kolejny załadunek. Śpi się generalnie kiedy się da, ciutkę kombinowania z LoogBook'iem. Ciężka praca, ale za niezła kasę. No ale koniec końców nic z tego nie wyszło, dzwonił wczoraj do mnie że szefo nie zgodził się na moją kandydaturę.
 
   W końcu ktoś mnie oświecił dlaczego są takie restrykcję dla świeżych kierowców. Minimum 2 lata doświadczenia - tutejszego. Europejskie mają w nosie. Ano dlatego że firmy ubezpieczeniowe trzymają wszystkich za .... jajca ... :) Ponieważ to nie jak w EU, jeździsz jak jeździsz jak narobisz szkód to i tak ktoś za to zapłaci. Ale w większości to się jakoś wyklepie, jakiś protokół się pisze i heja. Tutaj nawet przy małym wypadku na drodze - np najechanie na tył auta. Zaraz przyjeżdża karetka, straż, policja. Auta muszą być odholowane bo brały udział w wypadku - nawet jeśli są sprawne. Do tego też każdy patrzy jak kasę wyrwać, więc zaraz wszystkich wszystko boli że to w skutek wypadku. A nikt inny za to nie płaci jak ubezpieczalnia. Więc ubezpieczalnie ponarzucały takie stawki że mało kto mógł je opłacać. A jak jakaś firma chce mieć niższe stawki to musi spełniać warunki ubezpieczalni. Czyli np. kierowca z co najmniej dwu letnim doświadczeniem, czysty record CVOR. Więc jedyna szansa w małych firmach. Gdzie ubezpieczenie jest i tak i tak na podobnym poziomie a nie duża ilość ciężarówek nie podnosi kosztów utrzymania biznesu. (bo np zniżka w wysokości 100$ miesięcznie przy flocie 50 aut, to jest 5000$ miesięcznie - więc rocznie to sporo oszczędności). Dlatego jest tak a nie inaczej, że ciężko o sensowną pracę :) a co to takiego ten CVOR? Tutejszy kierowca zawodowy ma dwie historie prowadzenia pojazdu. Jeden jako kierowca osobówki - i wszystko co przeskrobie idzie na ten record. A drugi ten CVOR jako kierowca zawodowy. I też jakie kolwiek wypadki, mandaty, problemy z autem i inne wykroczenia idą na ten record. I później szukając pracy jako kierowca nowej firmie musi przedstawić takową historię. Jak ma mocno narozrabiane to nikt nie będzie chciał go przyjąć. A z tego co wiem - co mi Mirek mówił - to przewinienia znikają z twojego CVOR po 2 albo 3 latach. A całkowicie z twojego "profilu" po 10 latach. A również sprawa ma się co do ubezpieczenia aut osobowych, jeśli zbierasz mandaty - nawet za głupoty. To później np. za ubezpieczenie auta zamiast płacić 250$ miesięcznie płacisz 500. Więc w taki łatwy sposób tutejsze władze wzięły się za piratów i "operatorów kierownicy" :D co nie myślą na drodze. 

    Co więc robić? :) w sumie to martwiłem się przez ostatnie kilka dni ca dalej. Ale jak pisałem gdzieś plusem Canady jest to że zawsze jest jakieś wyjście. Pojechałem wczoraj do jednej firmy poleconej mi z dwóch źródeł i zapytałem o pracę. Zapytali mnie czy mam doświadczenie, ja na to że tutejszego nie. Tylko z EU. Na to kobitka, OK. Proszę wypełnić aplikację i pojedzie Pan na jazdę próbną z instruktorem. Ja na to że OK. Więc po 20 min przyszedł ziomuś, wsiedliśmy do nowej Cascadii, pod naczepę i w miasto. Pojeździliśmy z godzinkę, pogadał trochę co i jak. Zwrócił mi kilka uwag na temat złych nawyków, ale po powrocie powiedział że bardzo dobrze jeżdżę i poleca mnie do dalszej rekrutacji. Myślałem że tak tylko "bajeruje" że super i w ogóle. Ale powiedział jak już wróciliśmy do biura że 75% takich przejażdżek kończy się tym że wraca zestrachany że kierowca narozrabiał i musieli się zamienić miejscami. Generalnie podziękował mi że go nie wystraszyłem ;))) w ten sam dzień pojechałem do "drug test". Czyli na obecność narkotyków. A nawet przypalanie trawy pozostaje w organizmie do 3 miesięcy. Dziś nie dzwonili z przychodni więc wszystko OK. W następnym tygodniu mam iść na 3 dni zapoznania się z firmą. Pewnie nie ja sam, będzie może kilku też nowych. No ale do przodu powoli powoli do przodu :)) a w firmie sporo Polaków pracuje. Nie zraziło ich też to że nie mam vizy do US, bo mają ponoć sporo "strzałów" po Canadzie. 

   Vizę do US nie dostałem, bo za krótko jestem w Canadzie. Nie mam tutaj żadnej rodziny ani pracy od dłuższego czasu i urzędnik stwierdził że jest spora szansa że nie wrócę po przekroczeniu granicy. Jak bym faktycznie chciał zostać w US... no ale widocznie wolą Turbany wpuszczać niż białego z EU. 
 
   Do tego w niedzielę kupiłem autko. Nissan Sentra. Nie ma tekiego modelu w EU. Ale udało się tanio wyrwać bo za 1500$. Bez bajerów bo tutaj 90% to automaty, ja natomiast mam manuala. Pojemność 1.6 (taki trochę śmiech tutaj, bo minimum teraz sprzedają 2.0) Ale tak sobie myślę po cholerę im takie duże silniki jak 4.2 5.6 ?? Jak na autostradzie i tak każdy 100-115 jedzie. Bo powyżej to mandat. (generalne ograniczenie to 100km/h) jest. A ten motor jest idealny do takich prędkości. Do tego po wymianie sprzęgła i hamulców. Paska rozrządu nie muszę zmieniać bo jest łańcuszek - raczej się nie zrywają. W sumie jedyna bolączka to problem z klaksonem. Ale jutro nad tym popracuję. Jakieś małe zwarcie jest - i tak mi się zdaje że w kierownicy. A do tego śmigam bez tablic rejestracyjnych, kupiłem tylko ubezpieczenie na Manitoba i śmigam (takie czasowe na miesiąc). Dziś 3 razy Policja mnie mijała i nawet nie zatrzymali :D nie rejestruję jeszcze, bo kończy mi się kasa. A muszę się jeszcze jakoś utrzymać przez miesiąc co najmniej. Jakaś kasa wpadnie z pracy jakiejś to troszkę odetchnę :) tzn. tragedii nie ma z kasą, ale nie wiem jak się sytuacja rozwinie z pracą więc wolę nie szaleć. 

To żem się rozpisał ;D no ale troszkę się działo ostatnio. 

A generalnie to mówię i piszę że mieszkam w Toronto. Ale to nie tak do końca, bo mieszkam w Mississauga (fonetycznie się wymawia Missisaga). Dwa miasta się połączyły po prostu. A auto jest potrzebne, można by jeździć autobusami ale to czas zajmuje i kasę też jakąś. Paliwo jest dość tanie bo po 1.25$ i przy spalaniu mojego autka gdzieś koło 8l/100. To poruszanie się wychodzi dość tanio. Cenę paliwa podam tak, w PL zarabia się tak średnio koło 2000zł. Nie mówię że na start, ale po jakimś czasie. I przeliczmy sobie że paliwo jest 1.25zł. To takie porównanie. Bo zarobie średnie tutaj to też jakieś 2000$. I non stop słyszę w radiu że paliwo takie drogie :D jak powiedziałem komuś że w PL płaci się 2.50$ za litr. A zarabia 700$ miesięcznie to tak lekko ich uświadomiłem :)))

Pozdrawiam. Na gazie i zB

środa, 16 maja 2012

No jak to w życiu....

   6 tydzień mija no i lekko nie jest. Bo pomimo że w ostatni piątek zdałem prawko na 1A (czyli pełne) to ciężko z pracą. Firmy - nie przesadzę jeśli powiem że 99% - szukają kierowców z co najmniej 2 letnim doświadczeniem w Ameryce Północnej. A to że jeździłem 5 lat po EU to mają w nosie. Na pełny kurs mnie nie stać bo jak wspominałem kosztuje około 8000$. A ten który zrobiłem kosztował mnie jakoś 1500$ z egzaminem. Więc znośnie. Mam jeszcze kilka opcji, ale niestety wszystkie wiążą się z kosztami. 

1. złożyłem podanie o vizę do US. Koszt 160$ no i jeszcze lot do Toronto. Bo w Winnipeg nie ma konsulatu. Był, ale native people za dużo protestowali więc wynieśli się z Winnipeg. Więc kolejne 250$ w jedną stronę lot. (minimum) 

2. firma z alberty, na pola naftowe. I tą opcję rozważam, ponieważ praca trochę więcej na miejscu - choć raczej bardziej w polu się siedzi. Ale zawsze jakaś opcja. W miarę dobrze płacą, i zapewniają LMO na pracę. Chociaż bym trochę więcej między ludźmi przebywał. 

3. firma która jeździ tylko po Kanadzie. Jest taka i szukają kierowców. Kontaktowałem się z nimi jak byłem w EU. Ale później kontakt się urwał bo mają stary sprzęt, średnio płacą. No ale zobaczymy :) 

Wrzuciłem nawet ogłoszenie na stronkę, gościu jeden zadzwonił że szuka kierowcy na wywrotkę po mieście. Miał się dziś odezwać, ale nie doczekałem się na tel... uroczo. 


No i to tyle moich małych wzlotów i upadków. W sumie sporo rzeczy się rozbija o kasę - jak zwykle. Mam jeszcze jakieś "zasoby", ale nie na tyle żeby próbować non stop, latać z miejsca w miejsce, i utrzymywać się przez pół roku. 

No ale bez presji, jak nic nie będzie się "ruszać" to pakuję się i wracam do PL :)) 
Rezerwę na bilet lotniczy zawsze mam, a puki co tutaj nie ma problemu z zamieszkaniem. Bo koszty mam znikome. 
W sumie sprawy formalne tylko zbierają moje środki i drobne koszty codzienne. Paliwo, jedzenie na mieście itp... :)
Czas pokarze, wsio w rękach Bożych :)


wtorek, 1 maja 2012

Już miesiąc... :))

Miesiąc dobija na "obczyźnie". Puki co wsio ok. Co tu dużo się rozpisywać. Większość aktualności dorzucam do FB, albo na moim profilu albo na: http://facebook.com/cichywilkRR. Tutaj tylko szersze "spostrzeżenia" z dłuższego okresu czasu. Rzadziej bieżącego okresu - dnia.

Miesiąc minął dość szybko. Pierwszy tydzień na obijaniu się w Toronto. Kolejne 3 w Winnipeg - Manitoba. Ale jest ok. Z tym prawem jazdy trochę sprawa się przeciąga. Bo jeszcze tydzień będę musiał czekać nim pozwolą mi zabukować termin na egzamin. Egzamin dość drogi, bo 200$ za wypożyczenie autka + 50 za egzamin dla państwa. 

Miałem już 8h praktyki z instruktorem. Sama jazda jak to jazda. Nic strasznego. Zestawy trochę dłuższe, mniej zwrotne, ale do opanowania. Cofanie też nić nadzwyczajnie trudnego. Jedno z większych "wyzwań" dla mnie to nazewnictwo części truck'a na "pretrip inspection". No ale trzeba po prostu przysiąść i nauczyć się.

Choć na sam plastik prawa jazdy będę musiał czekać jeszcze z 2tyg. Ale jakoś przeżyjemy, będzie czas żeby znaleźć jakąś pracę.

Obecnie żyję u wujka kolegi z mojej pierwszej pracy na "truck'ach". Żyję mam na myśli mieszkam. Fajnie bo mi koszty odpadły, typu mieszkanie, jedzenie - choć coś do kuchni kupuję. W sumie kontakt "znalazłem" tydzień przed wyjazdem do Canady.

Jeszcze za EU i PL nie tęsknie. Bo to tylko miesiąc, raz byłem w trasie dłużej. Jest tutaj PL parafia więc bardzo fajnie. Choć mało młodych, raczej starsza Polonia tutaj mieszka. A młodzi urodzeni tutaj raczej z PL mają mało wspólnego. Tyle puki co. Tragedii nie ma :) 

środa, 18 kwietnia 2012

pozdrowienia...

Pozdrowienia dla Arka i Mike'a. :
O oboma mam kontakt. Z Mike'iem widziałem się w Toronto. Tak "pobajerzyć" ciut. 
A z Arkiem mam kontakt, przez FB albo cell. On ciut dalej wylądował bo w Albercie

dwa tygodnie za mną...

Dwa tygodnie za mną. Wylądowałem w Kanadzie 2 tygodnie temu i generalnie puki co "akcja" za bardzo się nie rozwija. Tzn. zmieniłem prawo jazdy na lokalne. Obecnie czekam na "plastik". Mają do 3 tygodni żeby przysłać. Niby ponad tydzień czeka się na pocztę. Wczoraj przyszła karta bankowa do nowego konta. 

Pytacie co było na "początku"? Wysiadłem z samolotu i poszedłem do imigracyjnego. Tzn. żeby wbili mi vizę do paszportu. Później miałem wynajęte auto w wypożyczalni na tydzień "ford focus". Tak żeby było czym się poruszać. No i motel też na tydzień. Wpierw nim miałem się wybrać do "pracy" chciałem trochę obyć się w Toronto - a dokładnie Mississauga. Do tego też Święta Triduum Paschalnego się zbliżały, więc chciałem spędzić je w śród Polonii. A "naszych" jest tutaj sporo. Jak śniegu na Grenlandii ;) 

Do tego zwiedziłem przy okazji Toronto, byłem na meczu NBA - Toronto Raptors vs. Cleveland Cavaliers. A w Wielką Niedzielą pojechałem nad Niagarę. Było co oglądać ;) do tego za namową Mike'a zwiedziłem Casino. Co okazała się nie za dobrym "pomysłem" dla mnie ponieważ przepuściłem ponad 100$ ;)) wciąga.... Nie żałuję oczywiście, bo lubię próbować nowych rzeczy. No ale kasy szkoda... :) bo moje zasoby są jakoś ograniczone, a do tego jeszcze nie zarabiam. 

Obecnie stacjonuję w Winnipeg, u wujka kolegi. Mam mieszkanko w miarę za darmo i nie spieszy mi się. Choć firma do której przyjechałem wysypała mi się, więc i muszę szukać nowego rozwiązania. "Ameryka jest dla byka..." tzn? jak się zaprzesz i będziesz parł do przodu to dasz radę. Jak się poddasz to wracaj skąd przyszedłeś. Oczywiście pod mostem nie będę mieszkał za wszelką cenę, ale puki mam jeszcze środki i jakieś opcje trzeba próbować. 

Hmmm... widziałem parę wpisów i dostałem kilka wiadomości żeby częściej "uaktualniać" wpisy. Sprawa wygląda tak. Każdy ma jakieś życie. Pewnie Ci co siedzą przed "kompem" w każdej wolnej chwili mają bardziej smutne od tych którzy mają jakąś chęć i inwencję w życiu.... pasję :) no ale to po części rozumiem, bo ten okres w życiu już za mną. Trzeba tylko pamiętać że życie jest ciekawsze niż monitor komputera. A po drugie, blog i wpisy na FB prowadzę jako sam dla siebie. Żeby za kilka, może kilkanaście lat przypomnieć sobie, pokazać moim dzieciom - jeśli takowe się pojawią - co kiedyś robiłem. Nie prowadzę tego pod "publikę", dlatego też pewnie mam mniejsze zainteresowanie niż nolibab3. Bo i pierwotnie moje filmiki zaczeły powstawać w tym celu. To że dorzucam opisy i przemyślenia to tylko dodatek. 

Tak więc jak najdzie mnie wena żeby coś napisać, to napiszę.... jak nie to nie :) 
Więc nie miejcie mi za złe, ale czasami po prostu mi się nie chce. Albo mam inne rzeczy na głowie. 

Pozdrawiam :)  CichyWilk over out



środa, 4 kwietnia 2012

No i lecim....

Kurtka wodna, ale ten czas zleciał... Ledwo dwa miesiące temu dostałem letter z ambasady, szybki booking lotu i dziś ten dzień. Ten moment. Czekam na lot z Wawy do Toronto. Na poczekalni jakiś czas dłuższy, bo po 8 tutaj byłem. A teraz 1100. Więc jeszcze z godzinkę i pewnie zaczną wpuszczać na pokład. Samolot nie jest full, więc mam nadzieję że boczne siedzenie będę miał wolne. Czas pokarze. 

Dobrze że bagaże przeszły. Miałem 23kg limitu na duży bagaż, i 6 na mały. I oba miałem o 2kg większe. Ale nic nikt nie powiedział. Więc jest ok. 
Choć straty są, bo odrzucili mi krem za 60zł. Nie wolno przy sobie przewozić. Miałem zostawić w bagażu "rejestrowanym". Ale Mama mówi, weź ze sobą bo będą przeżucać bagaże i pęknie tubka. No i zabrałem, a przy odprawie osobistej - zonk. Nie wolno. Pamiętam jakieś 2/3 dni temu. A wczoraj zaćmienie miałem. 

Stres? Teraz zerowy. Tak wyjazdy do Belgii chyba mnie przygotowały. Pewnie sam lot będzie "ciekawy" a na pewno start i lądowanie. Ale to jeszcze trochę. No i też po lądowaniu pewnie będzie coś nowego. Zupełnie inny kraj, miejsca, życie, ludzie. Ale damy radę, takich trzech jak nas dwóch to nie ma ani jednego ;) 

Mam nadzieję tylko że nic nie zapomniałem. Mam na myśli dokumenty itp. 
Bo ubrania i inne to jakoś damy radę. 



sobota, 3 marca 2012

czym bliżej...

Czym bliżej wyjazdu, tym mniejszą mam ochotę ;) nie chodzi o samą podróż, ale o to że wszystko od nowa zaczynać. Trochę człowiek się już przyzwyczaił do swojego życia do tego trybu. Jak każda zamiana niesie wyzwania. Pewnie sporo osób które by chciało wyjechać a nie ma możliwości wiele by zrobiło, mi tak źle tutaj nie jest. Oczywiście nie wiem jak mi tam będzie. Ale jak dokładnie? Nie wiadomo. 

Dziś pracowity dzionek. Tydzień temu jak przyjechałem do pracy kilometr przed bazą zaświeciła mi się kontrolka "service". Ale zaraz zgasła, więc nie robiłem problemów. Dziś wyszło o co chodziło. Masa silnika podłączona do karoserii miała słabe połączenie, co skutkowało nadmiernym ładowaniem przez alternator ale prąd szedł w karoserię a nie w akumulator. Więc przepalił się regulator napięcia. I pomimo niskiego ładowania - 12.2V - kontrolka akumulatora nie zaświeciła się na tablicy rozdzielczej. Co za tym idzie auto ciągnęło prąd tylko z akumulatora. A pojazdy benzynowa potrzebują wysokiego napięcia (iskra w komorze spalania). Siniki typu Diesel nie, ponieważ występuje tam samozapłobran (brak świecy zapłonowej). Więc akumulator pada. Ale usterka wykryta, zamówiłem na allegro regulator i na przyszły tydzień kierowca jadący do pracy przywiezie mi część. Robota w sumie nie trudna. Poluzować alternatora, zdjąć pasek klinowy, kilka śrub i w ciągu 2h można zakończyć pracę. No ale potrzebna jest część. 

Wylot mam 04.04.12, z Wawy do Toronto. Sporo do załatwiania, mieszkanie (na początek). Prawko jazdy, auto no i jakąś pracę ;) nie wyszczególniam takich rzeczy jak telefon, bank, SIN (czyli numer ubezpieczenia itp...) Celował bym w firmę która chciała by mnie zatrudnić na teraz oraz po roku jak skończy mi się viza z IEC. A do tego viza do US, bo sporo firma tam jeździ. A na pewno się przyda.

No ale szkoda życia, przygoda czeka....

piątek, 27 stycznia 2012

Je....!

Jest, dziś dotarł do mnie mail z "Letter of Introduction". Tak więc mamy wizę do Canady ;]]] locik też już zabukowałem, z WAW do YYZ. Na 04.04.2012. Ale się podjarałem. Jak dziecko, choć sporo wyzwań mnie tam czeka. No i nawet same przygotowania, trza wsio sprawdzić, dopracować... (tak już mam) lubię czasami pójść na żywioł. Ale z reguły lubię nawet jak na "hura" to i tak mieć opcję co i jak będzie. 

Daj Boże i dzięki Ci ;)

środa, 18 stycznia 2012

Poszło :)

Dokumenty w ciągu 3 dni udało się pozbierać, pogrupować i dziś kolekcja poszła do ambasady Kanady. Tak więc w ciągu miesiąca / może więcej / będę wiedział co i jak. Mam nadzieję że mi nie odrzucą podania o wizę. I koło marzec / kwiecień będziem się pakować na wylot. Już się nie mogę doczekać. Czuję że lekko nie będzie... ale kto w życiu ma lekko. Do tego ewentualne koszty początkowe. No ale o tym to dopiero jak już będzie pewność. 

Właśnie wróciłem z kina, Dziewczyna z Tatuażem. Całkiem niezły. Jakoś bez szału, ale fajny klimat i trzymający w napięciu. Pewnie nie będę żył tym filmem przez kilka dni / jak bywało już wcześniej / ale czasami warto coś zobaczyć. Odchamić się :)

niedziela, 15 stycznia 2012

Nowy Rok 2012

To będzie dobry rok. Bo z moją ulubioną liczbą w tle "12". 
Już po pierwszym wyjeździe do pracy. Wprawdzie króciutki bo tylko 2 tygodnie.
Ale to dobrze. Bo następny wyjazd 3 tyg (zgodnie z grafikiem) i później 2 tyg. wolnego. 
Akurat żeby zmienić pracę, nie będą mi z kasą zalegać. I chce już mocno planować wyjazd w kierunku Canada direction. Jutro zabieram się - może nawet dziś - o zbieranie dokumentów o wizę. Akurat może jak wrócę to wsio już będzie gotowe. Kasy już troszkę nazbierałem. A wyszedłem z założenia, że jeśli mam wydać kasę na auto to wolę zainwestować na nowe doświadczenia. Podszkolenia języka. Czas pokarze co z tego będzie. W domu oczywiście rodzice "ble ble ble". Ale to moje życie. Mam już swoje lata, więc trzeba też mieć swoje zdanie. 

2 tygodnie w pracy szybko minęły. A raczej nic szczególnego się nie działo ;)
Oprócz padniętego rozrusznika oraz słabych bakterii. Pierwszy tydzień 90% w Niemczech, drugi 90% czasu na Francji. 
Dam znać co będzie.

Co do filmików, zacząłem się bawić w tworzenie filmików. Klejem, a nie tylko na żywioł lecę.

Pozdrawiam, na gazie.